Między ciszą a burzą: Opowieść o rodzinie, która prawie się rozpadła
Wszystko zaczęło się od trzaśnięcia drzwiami. Był listopadowy wieczór, deszcz bębnił o parapet, a ja siedziałam przy kuchennym stole, ucząc się do matury. Mama kroiła marchewkę do zupy, a młodszy brat, Kuba, grał na konsoli w salonie. Nagle usłyszeliśmy klucz w zamku i ciężkie kroki ojca. Wszedł z walizką i bez słowa postawił ją na środku przedpokoju.
– Co ty wyprawiasz? – zapytała mama, odkładając nóż.
Ojciec spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem. – Odchodzę. Mam dość tego wszystkiego.
Kuba rzucił pada na podłogę. – Co znaczy „odchodzę”? – wykrztusił.
– To znaczy, że nie mogę tu dłużej być – odpowiedział ojciec cicho. – Przepraszam.
Wybiegłam z kuchni i stanęłam naprzeciwko niego. – Tato, nie możesz nas tak zostawić! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
Mama stała nieruchomo, jakby ktoś ją zamroził. – A co z nami? – zapytała cicho.
Ojciec tylko pokręcił głową i wyszedł. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że słyszałam bicie własnego serca.
To był początek końca naszej rodziny.
Przez kolejne tygodnie dom był jak pole minowe. Mama chodziła po mieszkaniu jak cień, nie odzywała się do nikogo. Kuba zamknął się w sobie, przestał chodzić na treningi piłki nożnej i całymi dniami grał w gry komputerowe. Ja próbowałam być silna dla nich obojga, ale nocami płakałam w poduszkę.
Pewnego wieczoru mama weszła do mojego pokoju bez pukania. Usiadła na łóżku i zaczęła mówić:
– Wiesz, Zosia… Twój ojciec… On od dawna miał kogoś innego. Myślałam, że to tylko kryzys, że przejdzie mu… Ale on wybrał ją.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. – Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
– Bo chciałam cię chronić. Was oboje. Ale chyba nie da się nikogo ochronić przed prawdą.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam moją matkę naprawdę słabą. Przytuliłam ją mocno i płakałyśmy razem przez długi czas.
Kuba zaczął sprawiać problemy w szkole. Wychowawczyni zadzwoniła do mamy:
– Pani Marto, Kuba bije się na przerwach i nie odrabia lekcji. Co się dzieje?
Mama tylko westchnęła:
– Proszę pani, mój mąż nas zostawił. Syn nie radzi sobie z tym wszystkim.
W szkole zaczęły krążyć plotki. Koleżanki szeptały za moimi plecami:
– Słyszałaś? Ojciec Zosi zostawił rodzinę dla młodszej…
Czułam się upokorzona i osamotniona. Nawet najlepsza przyjaciółka, Magda, zaczęła mnie unikać.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej i usłyszałam kłótnię mamy z babcią Haliną:
– To twoja wina! – krzyczała babcia. – Gdybyś była lepszą żoną, on by nie odszedł!
– Mamo, przestań! – odpowiedziała mama drżącym głosem. – Nie masz pojęcia, co tu się działo!
– Wiem jedno: kobieta powinna dbać o dom i męża! Ty zawsze byłaś za bardzo niezależna!
Zamarłam w korytarzu. Nagle poczułam wstyd za własną rodzinę.
Wieczorem mama przyszła do mnie z czerwonymi oczami.
– Przepraszam cię za babcię… Ona jest z innego pokolenia. Nie rozumie tego wszystkiego.
– Mamo, czy my kiedyś będziemy jeszcze normalną rodziną? – zapytałam cicho.
Nie odpowiedziała.
Minęły miesiące. Ojciec dzwonił rzadko, czasem zabierał Kubę na weekendy. Ja nie chciałam go widzieć. Czułam do niego żal i gniew.
Wiosną mama zachorowała na depresję. Przestała wychodzić z łóżka, nie gotowała obiadów, nie sprzątała. Wszystko spadło na mnie: zakupy, pranie, opieka nad Kubą.
Pewnego dnia Kuba wrócił ze szkoły pobity.
– Co się stało?!
– Nic… Po prostu ktoś powiedział coś o tacie… Nie wytrzymałem.
Przytuliłam go mocno.
– Damy radę, Kuba. Musimy być silni.
Ale sama nie wierzyłam w te słowa.
Któregoś wieczoru zadzwoniła ciocia Iwona z Krakowa:
– Zosiu, może przyjedziesz do nas na wakacje? Odpoczniesz trochę od tego wszystkiego.
Nie chciałam zostawiać mamy i Kuby samych, ale mama nalegała:
– Jedź, dziecko. Musisz żyć swoim życiem.
Pojechałam do Krakowa i przez dwa miesiące udawałam przed ciocią i kuzynami, że wszystko jest w porządku. Ale nocami śniły mi się kłótnie rodziców i płacz mamy.
Po powrocie zastałam dom jeszcze bardziej pusty niż wcześniej. Mama była cieniem samej siebie, a Kuba niemal przestał się odzywać.
Wtedy postanowiłam napisać list do ojca:
„Tato,
Nie wiem, czy jeszcze jesteśmy rodziną. Nie wiem nawet, czy ci zależy na mnie i Kubie. Ale musisz wiedzieć jedno: bardzo cię kocham i bardzo za tobą tęsknię. Chciałabym ci wybaczyć, ale nie potrafię.”
Nie odpisał przez kilka tygodni. W końcu zadzwonił:
– Zosiu… Przepraszam cię za wszystko. Nie umiałem być dobrym ojcem ani mężem. Ale zawsze będę cię kochał.
Poczułam ulgę i ból jednocześnie.
Z czasem nauczyliśmy się żyć bez niego. Mama zaczęła chodzić na terapię i powoli wracała do życia. Kuba wrócił na boisko i zaczął odnosić sukcesy w piłce nożnej. Ja zdałam maturę i dostałam się na studia w Warszawie.
Dziś patrzę na naszą rodzinę jak na rozbite lustro: każde z nas jest innym kawałkiem tej samej całości. Czasem próbujemy je posklejać, ale rysy zostają już na zawsze.
Czy można wybaczyć zdradę? Czy rodzina po takim trzęsieniu ziemi może jeszcze być szczęśliwa? Może ktoś z was zna odpowiedź…