„Mój ojciec mnie oszukał i wszystko zostawił bratu” – historia, której nigdy nie chciałam przeżyć
– Nie wierzę ci, Tomek! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w salonie ojca, jeszcze pachnącym jego wodą kolońską, a mój młodszy brat patrzył na mnie z tym swoim chłodnym spokojem, który zawsze doprowadzał mnie do szału.
– To nie ja tak zdecydowałem, Anka. Testament jest jasny – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Tata zostawił dom i wszystkie oszczędności mnie. Ty masz swój dom, przecież wiesz.
Zacisnęłam pięści. Przez chwilę miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami, jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi i zabierał mi zabawki. Ale to nie była już zabawa. To była zdrada.
Pięć lat temu pochowaliśmy mamę. Wtedy trzymaliśmy się razem – ja, Tomek i tata. Wydawało mi się, że po jej śmierci staliśmy się sobie bliżsi niż kiedykolwiek. Tata często powtarzał: „Wy jesteście moim wszystkim”. Pomagał mi z dziećmi, przyjeżdżał na obiady, a Tomka wspierał w jego wiecznych problemach finansowych. Nigdy nie sądziłam, że może być niesprawiedliwy.
Kiedy tata zachorował na raka, to ja byłam przy nim najczęściej. Tomek wpadał rzadko, zawsze miał coś ważniejszego do załatwienia. Pamiętam te długie wieczory przy jego łóżku, kiedy opowiadał mi o swoim dzieciństwie w powojennej Warszawie, o tym jak ciężko pracował na to wszystko, co miał. „Chciałbym, żebyście się nie kłócili po mojej śmierci” – mówił cicho. Obiecywałam mu to wtedy z całego serca.
Po pogrzebie spotkaliśmy się u notariusza. Siedziałam obok Tomka i czułam jego nerwowe drgania nogi pod stołem. Kiedy notariusz przeczytał testament, świat mi się zawalił. Ojciec zostawił dom rodzinny i wszystkie oszczędności Tomkowi. Ja miałam dostać tylko dom, w którym już mieszkałam – ten sam, który rodzice kupili mi na kredyt po ślubie.
– To chyba jakaś pomyłka – wyszeptałam wtedy. Notariusz pokręcił głową.
– Testament został sporządzony pół roku temu. Pański ojciec był w pełni władz umysłowych.
Patrzyłam na Tomka. Unikał mojego wzroku.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się pytania: Dlaczego? Przecież to ja byłam przy nim do końca! Czy naprawdę uważał, że Tomek bardziej zasłużył? Czy może Tomek go zmanipulował?
Zadzwoniłam do ciotki Maryli, siostry taty. Zawsze była dla mnie jak druga matka.
– Aniu, twój ojciec bardzo kochał Tomka – powiedziała ostrożnie. – Wiedział, że sobie nie radzi. Ty zawsze byłaś silna…
– Ale to niesprawiedliwe! – wybuchłam. – Czy bycie silną oznacza, że można mnie skrzywdzić?
Cisza po drugiej stronie słuchawki bolała bardziej niż słowa.
Mój mąż próbował mnie pocieszać:
– Może twój tata myślał, że Tomek bez tego domu sobie nie poradzi? Ty masz naszą rodzinę, dzieci…
Ale to nie była odpowiedź. Chodziło o coś więcej niż pieniądze czy dom. Chodziło o poczucie bycia docenioną przez własnego ojca.
Tomek zadzwonił tydzień później.
– Anka… możemy się spotkać?
Nie chciałam go widzieć, ale zgodziłam się. Spotkaliśmy się w kawiarni na Mokotowie. Przyszedł spóźniony, jak zwykle.
– Słuchaj… wiem, że jesteś zła – zaczął niepewnie. – Ale ja naprawdę nie prosiłem taty o ten dom. On sam tak chciał.
– A próbowałeś mu powiedzieć, że to niesprawiedliwe? Że ja też jestem jego dzieckiem?
Spuścił wzrok.
– Nie… Bałem się…
Wyszłam bez słowa. Przez całą drogę do domu płakałam jak dziecko.
Zaczęły się plotki w rodzinie. Ciotki szeptały na imieninach: „Anka zawsze była taka zaradna”, „Tomek to taki biedny chłopak”, „Ojciec wiedział co robi”. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Dzieci pytały: „Mamo, dlaczego nie jedziemy już do dziadka?”. Nie umiałam im odpowiedzieć.
Próbowałam rozmawiać z Tomkiem jeszcze raz. Chciałam choćby podzielić się wspomnieniami po ojcu – starym zegarkiem, albumem ze zdjęciami z wakacji nad Bałtykiem…
– To wszystko jest moje – powiedział twardo. – Tak napisał tata.
Wtedy zrozumiałam, że straciłam nie tylko dom rodzinny, ale też brata.
Minęły miesiące. Czasem mijam Tomka na ulicy – udajemy oboje, że się nie widzimy. Ojciec chciał nas ochronić przed kłótniami, a zostawił po sobie tylko żal i pustkę.
Często siadam wieczorem przy oknie i pytam siebie: czy naprawdę warto było być tą „silną córką”? Czy rodzina zawsze musi przegrywać z pieniędzmi?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć taką zdradę?