Oddałam tatę do domu opieki. Teraz nie mogę spojrzeć sobie w oczy – czy naprawdę nie było innego wyjścia?
– Mamo, on znowu nie chce jeść – głos mojej córki, Julki, drżał od napięcia. Stała w progu kuchni, ściskając w dłoniach talerz z zimną zupą. W tle słychać było cichy szum telewizora i niewyraźne mamrotanie taty, który od kilku miesięcy coraz częściej gubił się w czasie i przestrzeni.
Zamknęłam oczy. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wyjść z domu i nigdy nie wrócić. Ale przecież nie mogłam. To był mój ojciec. Ten sam, który kiedyś nosił mnie na barana po parku Skaryszewskim, śmiał się głośno i opowiadał historie o tym, jak w dzieciństwie łowił ryby na Wiśle. Teraz patrzył na mnie pustym wzrokiem, jakby nie poznawał.
– Tato, proszę, zjedz chociaż kilka łyżek – próbowałam jeszcze raz, siadając obok niego. Odsunął się, marszcząc brwi.
– Nie jestem głodny! – krzyknął nagle, a ja poczułam znajome ukłucie w sercu. Jeszcze niedawno był taki silny. Teraz bałam się go dotknąć, żeby nie wywołać kolejnej awantury.
Julka patrzyła na mnie z wyrzutem. Miała dopiero trzynaście lat, a już widziała więcej cierpienia niż powinna. Mój mąż, Tomek, coraz częściej wracał późno z pracy. Twierdził, że musi zostać dłużej, ale wiedziałam, że po prostu nie radzi sobie z tym wszystkim.
Wieczorem siedziałam na łóżku i patrzyłam na zdjęcie sprzed lat. Ja – mała dziewczynka w czerwonej sukience – i tata, uśmiechnięty od ucha do ucha. „Jestem tu, kochanie, nic się nie bój” – słyszałam jego głos w głowie. Ale teraz to ja musiałam być silna. Dla niego. Dla siebie. Dla mojej rodziny.
Choroba Alzheimera postępowała szybko. Tata zapominał coraz więcej rzeczy: gdzie jest łazienka, jak się nazywam, kim jest Julka. Zdarzało się, że wychodził z domu i błąkał się po okolicy, aż sąsiadka zadzwoniła do mnie przerażona: „Pani Aniu, pan Stefan stoi pod sklepem i pyta o swoją mamę”.
Zaczęłam się bać. Bałam się o niego, ale też o siebie. O to, że któregoś dnia coś mu się stanie, a ja będę winna. O to, że moje życie zamieniło się w niekończący się ciąg obowiązków: praca, dom, opieka nad tatą. Nie miałam już siły być dobrą matką dla Julki ani żoną dla Tomka.
Któregoś dnia Tomek powiedział cicho:
– Aniu, musimy coś zrobić. To nas wszystkich niszczy.
Wiedziałam, że ma rację. Ale jak miałam oddać ojca do domu opieki? Przecież obiecałam mamie przed jej śmiercią, że się nim zaopiekuję. Przecież to on nauczył mnie jeździć na rowerze i zawsze powtarzał: „Rodzina to najważniejsze”.
Ale pewnego wieczoru tata przewrócił się w łazience. Nie mogłam go podnieść sama – musiałam dzwonić po sąsiada. Leżał na zimnych kafelkach i płakał jak dziecko. Wtedy zrozumiałam: nie dam rady sama.
Decyzja zapadła szybko. Dom opieki pod Warszawą – czysty, nowoczesny, z miłą obsługą. Ale dla mnie to była porażka.
– Tato… – zaczęłam drżącym głosem podczas naszej ostatniej wspólnej kolacji w domu. – Chciałabym… żebyś zamieszkał w miejscu, gdzie będą mogli ci lepiej pomóc niż ja.
Patrzył na mnie długo, jakby próbował zrozumieć sens moich słów.
– Nie zostawiaj mnie tutaj… – wyszeptał nagle i poczułam, jak pęka mi serce.
W dniu przeprowadzki padał deszcz. Pomagałam mu zapinać kurtkę i pakować ulubione książki do torby. W samochodzie milczeliśmy oboje. W domu opieki pielęgniarka uśmiechnęła się do nas ciepło:
– Pan Stefan będzie tu bezpieczny.
Bezpieczny… Ale czy szczęśliwy?
Pierwsze tygodnie były najgorsze. Budziłam się w nocy z poczuciem winy tak silnym, że trudno było oddychać. Unikałam lustra – nie chciałam patrzeć sobie w oczy.
Julka przestała ze mną rozmawiać o tacie. Tomek próbował mnie pocieszać:
– Zrobiłaś wszystko, co mogłaś.
Ale ja wiedziałam swoje.
Odwiedzałam tatę co tydzień. Czasem poznawał mnie od razu, czasem pytał: „A pani to kto?” Za każdym razem wychodziłam stamtąd rozbita na milion kawałków.
Któregoś dnia spotkałam w domu opieki panią Zofię – kobietę w wieku mojego ojca.
– Pani Aniu – powiedziała cicho – czasem trzeba pozwolić sobie pomóc. To nie jest porażka.
Ale czy naprawdę? Czy można wybaczyć sobie to, że oddało się najbliższą osobę obcym ludziom?
Dziś budzę się w nocy i pierwsze co czuję to pustka. Brakuje mi jego głosu: „Jestem tu, kochanie”. Teraz to ja jestem tu – sama ze swoim żalem i pytaniem:
Czy można być dobrą córką i jednocześnie oddać ojca do domu opieki? Czy wy bylibyście w stanie podjąć taką decyzję?