Sprowadziłam Mamę do Naszego Domu, Ale Szybko Zrozumiałam, Że To Był Błąd – Moja Walka Między Miłością a Rozpaczą
– Znowu nie zamknęłaś okna w kuchni! – głos mamy przeszył ciszę poranka jak nóż. Stałam przy ekspresie do kawy, próbując zebrać myśli przed kolejnym dniem. – Mamo, przecież jest lato, nie ma przeciągu – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku już czułam narastającą irytację.
To był trzeci tydzień odkąd mama zamieszkała z nami. Trzy tygodnie, które wydawały się wiecznością. Kiedy zadzwoniła do mnie tamtego wieczoru, płacząc, że nie radzi sobie sama po operacji biodra, nie wahałam się ani chwili. – Mamo, przyjedź do nas. Będziemy razem, zaopiekuję się tobą – powiedziałam z przekonaniem. Mój mąż, Tomek, tylko skinął głową. Nie był zachwycony, ale wiedział, że nie zostawię mamy samej.
Pierwsze dni były pełne wzruszeń. Mama płakała ze szczęścia, dzieci cieszyły się z babci pod ręką, a ja poczułam ulgę, że jest bezpieczna. Ale bardzo szybko zaczęły się zgrzyty. Mama miała swoje przyzwyczajenia – wstawała o piątej rano i zaczynała dzień od głośnego trzaskania szafkami. Krytykowała sposób, w jaki gotuję zupę pomidorową („Za mało soli!”), jak wychowuję dzieci („Za dużo im pozwalasz!”), a nawet to, jak rozmawiam z Tomkiem („Nie powinnaś mu tak odpowiadać!”).
Pewnego wieczoru usiedliśmy z Tomkiem w salonie. Dzieci już spały, a mama oglądała telewizję w swoim pokoju. – Nie wytrzymam długo tego napięcia – powiedział cicho Tomek. – Ona cały czas mnie ocenia. Nawet kiedy wracam zmęczony z pracy, słyszę tylko: 'Taki młody, a już taki zmęczony?’.
Zrobiło mi się przykro. Przecież mama zawsze była wymagająca, ale czy naprawdę aż tak trudno z nią wytrzymać? Próbowałam tłumaczyć Tomkowi: – Ona po prostu się boi. Jest samotna i chora…
Ale sama przed sobą musiałam przyznać: ja też zaczynam mieć dość. Każdego dnia czułam się coraz bardziej jak dziecko we własnym domu. Mama przejmowała kontrolę nad wszystkim: ustawiała talerze po swojemu, przestawiała moje kosmetyki w łazience, poprawiała firanki. Nawet dzieci zaczęły się skarżyć: – Mamo, babcia mówi, że nie mogę oglądać bajek po obiedzie! – żalił się Michałek.
Pewnego dnia wróciłam z pracy później niż zwykle. W kuchni panował chaos – mama próbowała zrobić pierogi, dzieci kłóciły się o tablet, a Tomek siedział w kącie z miną męczennika. – Co tu się dzieje?! – wybuchłam.
– Gdybyś była wcześniej w domu, to byś wiedziała! – odpowiedziała mama lodowatym tonem.
Wybiegłam na balkon i rozpłakałam się jak dziecko. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec mamy a potrzebą normalności dla mojej rodziny. Przypomniałam sobie rozmowy z koleżankami: „Nie bierz matki do siebie, to koniec spokoju!” – ostrzegała mnie Anka. Ale ja zawsze wierzyłam, że rodzina to świętość.
Wieczorem usiadłam z mamą przy stole. – Mamo, musimy porozmawiać. Wiem, że jest ci ciężko i potrzebujesz pomocy, ale ja też mam swoją rodzinę i swoje zasady. Proszę cię… spróbuj zaakceptować nasze życie takim, jakie jest.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach. – Myślisz, że mi tu dobrze? Że nie tęsknię za swoim domem? Ale co mam zrobić? Jestem stara i nikomu niepotrzebna…
Te słowa zabolały mnie bardziej niż wszystkie wcześniejsze kłótnie. Przecież chciałam dobrze! Chciałam być dobrą córką i matką jednocześnie…
Następne dni były jeszcze trudniejsze. Mama zamknęła się w sobie, przestała rozmawiać z Tomkiem i dziećmi. W domu panowała cisza pełna napięcia. Dzieci pytały: – Mamo, czy babcia nas nie lubi?
Zaczęłam szukać pomocy – rozmawiałam z psychologiem rodzinnym, czytałam fora internetowe dla opiekunów starszych osób. Wszędzie te same historie: poczucie winy, frustracja, bezsilność.
Pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie sąsiadka mamy z bloku na Pradze. – Pani Aniu, może pani mama chciałaby wrócić do siebie? My tu wszyscy za nią tęsknimy…
Wieczorem zebrałam się na odwagę i zapytałam mamę: – Może chciałabyś wrócić do swojego mieszkania? Moglibyśmy zatrudnić opiekunkę…
Mama długo milczała. W końcu powiedziała cicho: – Może to byłby najlepszy pomysł dla wszystkich.
Dwa tygodnie później odwoziłam ją do jej mieszkania na Pradze. Pomogłam jej rozpakować rzeczy i zostawiłam numer do opiekunki. Przytuliłyśmy się mocno na pożegnanie.
Teraz siedzę w pustym salonie i myślę: czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą córką i jednocześnie nie zatracić siebie? Czy ktoś z was też musiał wybierać między własnym życiem a lojalnością wobec rodziców?