Zemdlałam na rodzinnej imprezie, bo mąż nie pomagał z naszym noworodkiem – historia Magdy z Wrocławia
Zanim jeszcze zdążyłam podać ciasto na stół, poczułam, jak świat zaczyna wirować. Słyszałam jeszcze głosy – śmiechy ciotek, głośne rozmowy wujków, płacz mojego synka – a potem wszystko zgasło. Ocknęłam się na podłodze w salonie mojej mamy, otoczona przerażonymi twarzami rodziny. Ktoś polewał mi twarz wodą, ktoś inny próbował podać mi herbatę. „Magda! Magda! Słyszysz mnie?” – wołała mama. „Co się stało?” – zapytała ciocia Basia. A ja tylko patrzyłam na Pawła, mojego męża, który stał z boku z miną, której nigdy mu nie zapomnę – bardziej zirytowany niż zmartwiony.
Mam na imię Magda, mam 28 lat i mieszkam we Wrocławiu. Nasz synek, Staś, przyszedł na świat trzy tygodnie temu. Był wyczekiwany, wymarzony i kochany od pierwszego USG. Ale nikt nie przygotował mnie na to, jak bardzo zmieni się moje życie – i jak bardzo zostanę z tym wszystkim sama.
Paweł zawsze był typem faceta, który lubi mieć wszystko pod kontrolą. Przed porodem obiecywał: „Będziemy drużyną! Ty karmisz, ja przewijam. Ty śpisz, ja noszę.” Ale kiedy Staś się urodził, jego zaangażowanie skończyło się na wrzuceniu zdjęcia na Facebooka i kupieniu kilku paczek pieluch. „Przecież jesteś na macierzyńskim,” powtarzał. „Ja muszę rano wstać do pracy.” Praca – jego wieczna wymówka.
Pierwsze noce były koszmarem. Staś budził się co godzinę, płakał, miał kolki. Ja chodziłam jak zombie, a Paweł spał w drugim pokoju. „Muszę się wyspać,” mówił. „Nie mogę być niewyspany w pracy.” Prosiłam go: „Paweł, choć raz weź go na ręce w nocy, żebym mogła się przespać.” On tylko przewracał oczami: „Przesadzasz. Nasze matki dawały radę bez pomocy.”
W dzień było niewiele lepiej. Paweł wracał z pracy i siadał do komputera albo wychodził pobiegać. „Muszę odreagować po robocie.” Ja w tym czasie próbowałam ogarnąć dom, pranie, gotowanie i wiecznie płaczącego Stasia. Czułam się coraz bardziej przezroczysta.
Wszystko pękło podczas tej rodzinnej imprezy u mojej mamy – spotkania z okazji pierwszego miesiąca życia Stasia. Miało być radośnie, rodzinnie. Mama upiekła sernik, tata kupił kwiaty dla wnuka. Ja ledwo stałam na nogach po kolejnej nieprzespanej nocy.
Paweł od rana był naburmuszony. „Po co ta cała szopka?” burknął. „Nie mogłem nawet się wyspać w weekend.” Kiedy przyszli goście, Paweł od razu usiadł z kuzynami przy piwie i zaczął narzekać: „Nie macie pojęcia, jak ciężko jest być ojcem! Cały czas płacze! A ja muszę jeszcze pracować!” Siedziałam obok i czułam, jak narasta we mnie żal i bezsilność.
W pewnym momencie Staś zaczął płakać tak głośno, że aż ciocia Basia zapytała: „Pawełku, może ty go ponosisz?” Paweł tylko wzruszył ramionami: „Niech Magda idzie, ona najlepiej go uspokaja.” Wstałam więc od stołu i poszłam do pokoju dziecięcego. Staś nie chciał się uspokoić. Kołysałam go przez pół godziny, a potem wróciłam do salonu – ledwo żywa.
I wtedy to się stało – nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami i upadłam na podłogę.
Kiedy doszłam do siebie, mama już dzwoniła po pogotowie. „To tylko zmęczenie,” próbowałam ją uspokoić. Lekarz zbadał mnie pobieżnie i powiedział: „Musi pani odpocząć. Organizm jest wykończony.” Mama spojrzała na Pawła z wyrzutem: „Nie widzisz, co się dzieje z twoją żoną?”
Paweł tylko wzruszył ramionami: „Przesadza. Każda matka jest zmęczona.” Wtedy tata nie wytrzymał: „Chodź ze mną na balkon.” Słychać było ich podniesione głosy przez zamknięte drzwi.
Po powrocie do domu atmosfera była lodowata. Paweł nawet nie zapytał, jak się czuję. Zamiast tego zaczął mnie oskarżać: „Ośmieszyłaś mnie przed całą rodziną! Teraz wszyscy myślą, że jestem złym mężem!” Zaniemówiłam ze zdumienia.
– Paweł… ja naprawdę nie daję już rady – wyszeptałam.
– To twoja rola! – krzyknął. – Chciałaś dziecka!
– Chciałeś go tak samo jak ja! – odpowiedziałam drżącym głosem.
– Ja muszę zarabiać na ten dom! – rzucił i trzasnął drzwiami sypialni.
Tej nocy płakałam cicho do poduszki. Staś spał przy mnie w łóżeczku, a ja czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.
Następnego dnia zadzwoniła moja siostra Ania:
– Magda… mama mówiła mi o wszystkim. Przyjedź do nas na kilka dni. Odpoczniesz trochę.
– Nie mogę zostawić domu… Pawła…
– Pawła? On nawet nie zauważy twojej nieobecności! – prychnęła Ania.
Zebrałam się jednak w sobie i spakowałam kilka rzeczy dla siebie i Stasia. Kiedy wychodziłam z mieszkania, Paweł nawet nie wyszedł z pokoju.
U mamy było inaczej – czułość, wsparcie, ciepły rosół i ktoś do pomocy przy dziecku. Po dwóch dniach zaczęłam czuć się lepiej fizycznie… ale psychicznie byłam rozbita.
Wtedy zadzwoniła teściowa:
– Magdo… czy możemy przyjechać porozmawiać?
Zgodziłam się niechętnie.
Przyjechali oboje – teściowa i teść – poważni i zamyśleni.
– Magdo… wiemy, że Paweł ostatnio bardzo cię zawiódł – zaczęła teściowa łagodnie. – Ale on nigdy nie widział w domu innego modelu rodziny… Mój mąż też nigdy nie pomagał przy dzieciach.
Teść spuścił głowę:
– To prawda… Ale czasy się zmieniły.
Po tej rozmowie postanowili porozmawiać szczerze z Pawłem. Nie wiem dokładnie co mu powiedzieli – ale po ich powrocie do domu Paweł zadzwonił do mnie pierwszy raz od kilku dni.
– Magda… przepraszam cię za wszystko. Chcę spróbować to naprawić.
– To nie wystarczy powiedzieć „przepraszam”, Paweł… Musisz mi pomóc naprawdę.
– Wiem… Może… może spróbujemy terapii?
Zgodziłam się – bo chciałam walczyć o naszą rodzinę.
Terapia była trudna i bolesna. Paweł musiał skonfrontować się z własnymi przekonaniami o roli mężczyzny i ojca. Ja musiałam nauczyć się mówić o swoich potrzebach bez poczucia winy.
Dziś minęły dwa miesiące od tamtej rodzinnej imprezy. Paweł coraz częściej bierze Stasia na ręce bez proszenia go o to. Czasem sam wstaje w nocy (choć jeszcze narzeka). Ja zaczynam powoli wracać do siebie – fizycznie i psychicznie.
Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę sobie wmówić, że jestem sama ze wszystkim tylko dlatego, że jestem kobietą.
Czasem patrzę na śpiącego Stasia i pytam siebie: czy naprawdę musimy upaść tak nisko – aż do omdlenia – żeby ktoś nas wreszcie usłyszał? Czy Wy też mieliście momenty w życiu, gdy Wasza rodzina zobaczyła Was dopiero wtedy, gdy wydarzyło się coś dramatycznego?