Czy naprawdę jestem tylko portfelem w tym związku? Historia o tym, jak pieniądze potrafią zniszczyć miłość
— Michał, czy ty w ogóle widzisz, ile wydaję na zakupy? — zapytałam, stojąc w kuchni z siatkami pełnymi produktów, które ledwo uniosłam po pracy. On nawet nie podniósł wzroku znad telefonu.
— Przecież zawsze coś jest w lodówce, nie? — mruknął, przewijając TikToka.
W tamtej chwili poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. To nie był pierwszy raz. Od miesięcy czułam się jak bankomat. Każda wyprawa do Biedronki czy Lidla kończyła się tym samym: ja płaciłam, ja dźwigałam, ja gotowałam. Michał? Kupił chleb dwa razy i herbatę raz — i to tylko dlatego, że go o to poprosiłam.
Może przesadzam? Może to ja jestem przewrażliwiona? Ale kiedy patrzę na nasze wspólne życie, widzę tylko rachunki na moje nazwisko i jego beztroskę. Nawet kiedyś, gdy poprosiłam go, żeby dorzucił się do większych zakupów przed świętami, powiedział:
— Przecież zarabiasz więcej ode mnie. Po co się spinać?
Zamurowało mnie. Tak, zarabiam więcej — jestem nauczycielką angielskiego w liceum, on pracuje dorywczo jako kurier. Ale czy to znaczy, że mam być jedyną osobą odpowiedzialną za naszą lodówkę?
Pamiętam początki naszego związku. Było pięknie. Michał był czuły, zabawny, potrafił zaskoczyć mnie drobnym prezentem czy wyjściem do kina. Z czasem jednak te gesty zniknęły. Została codzienność: praca-dom-praca-dom. I coraz więcej moich pieniędzy wydawanych na naszą wspólną egzystencję.
Wczoraj wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Chciałam porozmawiać szczerze.
— Michał, musimy ustalić jakieś zasady dotyczące wydatków. Nie chcę czuć się wykorzystywana.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
— Przecież nie narzekałaś wcześniej. O co ci chodzi?
— Bo miałam nadzieję, że sam zauważysz! — głos mi się załamał. — Nie chcę być twoją matką ani sponsorką.
Wstał od stołu i wyszedł do drugiego pokoju. Siedziałam sama, słysząc tylko cichy szum telewizora zza ściany. Łzy napłynęły mi do oczu.
Moja mama zawsze powtarzała: „W związku trzeba rozmawiać o wszystkim — nawet o pieniądzach”. Ale jak rozmawiać z kimś, kto nie widzi problemu?
Następnego dnia po pracy wróciłam do pustego mieszkania. Na stole leżała kartka:
„Naomi,
Nie wiem, o co ci chodzi z tymi pieniędzmi. Nigdy nie miałem z tym problemu w poprzednich związkach. Może to ty masz za wysokie wymagania? Wrócę późno.
Michał”
Przeczytałam ją kilka razy. „Może to ty masz za wysokie wymagania?” — te słowa dźwięczały mi w głowie przez cały wieczór.
Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Kasi.
— Naomi, on cię nie szanuje — powiedziała bez ogródek. — Jeśli mu na to pozwolisz, zawsze będziesz tą, która daje więcej.
Ale przecież kocham Michała. Chciałam z nim budować przyszłość. Czy naprawdę wszystko musi się rozbić o pieniądze?
Kilka dni później postanowiłam spróbować jeszcze raz.
— Michał, możemy ustalić wspólny budżet? Może przelewajmy sobie po równo na konto na zakupy?
Pokręcił głową.
— Nie mam teraz z czego. Jak będę miał lepszą pracę, to pogadamy.
Znowu poczułam się winna. Może rzeczywiście przesadzam? Ale potem przypomniałam sobie wszystkie te sytuacje: kiedy musiałam odwołać fryzjera, bo zabrakło mi na rachunki; kiedy on zamawiał pizzę tylko dla siebie; kiedy kupił sobie nową grę na PlayStation, a ja liczyłam każdy grosz do pierwszego.
W końcu wybuchłam.
— Michał! Ja już nie daję rady! Czuję się jak twoja matka! Czy ty naprawdę nie widzisz, że to niesprawiedliwe?
Spojrzał na mnie chłodno.
— Jak ci się nie podoba, to możesz odejść.
Serce mi pękło. Przez chwilę miałam ochotę spakować walizkę i wyjść bez słowa. Ale zostałam. Jeszcze przez kilka tygodni próbowałam coś zmienić — rozmowami, prośbami, nawet groźbami. Nic nie działało.
W końcu pewnego wieczoru usiadłam sama przy kuchennym stole i zaczęłam płakać. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: miłość nie wystarczy, jeśli jedna osoba ciągnie wszystko na swoich barkach.
Dziś mieszkam sama. Czasem tęsknię za Michałem — za jego żartami, za wspólnymi wieczorami przed telewizorem. Ale już nigdy nie pozwolę sobie być tylko portfelem w związku.
Czy naprawdę tak trudno jest rozmawiać o pieniądzach z kimś, kogo się kocha? A może to ja powinnam wcześniej postawić granice? Co wy byście zrobili na moim miejscu?