Po pięćdziesiątce: Gdy zdrada boli bardziej niż cokolwiek innego – Moja historia po trzydziestu latach małżeństwa
— Pachniesz inaczej — powiedziałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu, kiedy Wiesław wrócił późnym wieczorem do domu. Stałam w kuchni, opierając się o blat, a on nawet nie spojrzał mi w oczy. — Znowu byłaś w łazience z tymi swoimi podejrzeniami? — rzucił z przekąsem, zdejmując marynarkę. Przez chwilę miałam ochotę rzucić w niego kubkiem, ale tylko zacisnęłam pięści. To był pierwszy raz, kiedy odważyłam się powiedzieć coś na głos. Przez miesiące ignorowałam sygnały: nowe perfumy, ciche rozmowy przez telefon, nagłe delegacje do Warszawy.
Mam na imię Grażyna. Mam 54 lata i przez większość życia byłam żoną Wiesława, matką dwóch dorosłych córek i nauczycielką polskiego w liceum. Nasze życie było przewidywalne jak rozkład jazdy PKP: śniadania o siódmej, obiady o piętnastej, wieczory przed telewizorem. Myślałam, że to wystarczy. Że stabilność to szczęście.
Ale tamtego wieczoru, kiedy poczułam na jego koszuli zapach damskich perfum — nie moich — coś we mnie pękło. Przez kilka dni chodziłam jak cień. Wiesław był coraz bardziej nieobecny, a ja zaczęłam szukać odpowiedzi. Przeglądałam jego telefon, sprawdzałam kieszenie, nawet pytałam córki, czy zauważyły coś dziwnego. One tylko wzruszały ramionami: — Mamo, przesadzasz. Tata jest po prostu zmęczony.
Aż pewnego dnia znalazłam wiadomość. „Dziękuję za wczoraj. Było cudownie. Tęsknię.” Nadawcą była Anna — jego koleżanka z pracy, którą znałam z firmowych wigilii. Zawsze uśmiechnięta, młodsza ode mnie o dziesięć lat. Poczułam się jak idiotka. Jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody.
Kiedy skonfrontowałam Wiesława, nie zaprzeczył. — Tak, spotykam się z Anką — powiedział spokojnie, jakby mówił o pogodzie. — Nie wiem, co dalej. Muszę to przemyśleć.
Wtedy pierwszy raz od lat krzyknęłam. Krzyczałam tak głośno, że sąsiedzi pewnie słyszeli każde słowo. O zdradzie, o zmarnowanych latach, o tym, że poświęciłam dla niego wszystko: marzenia o podróżach, własnej karierze, nawet przyjaźnie. On tylko stał i patrzył na mnie z obojętnością.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Córki próbowały mnie pocieszać: — Mamo, dasz radę. Jesteś silniejsza niż myślisz. Ale ja czułam się jak wrak człowieka. W pracy udawałam przed koleżankami, że wszystko jest w porządku, ale w domu płakałam do poduszki.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Anna. — Grażyno, przepraszam… Nie chciałam tego tak… — jej głos drżał. — Ale Wiesław mówił, że już od dawna nie jesteście razem naprawdę.
— To nieprawda! — wykrzyczałam i rozłączyłam się. Jak on mógł? Jak mógł tak łatwo przekreślić nasze życie?
Zaczęły się rodzinne konflikty. Starsza córka, Marta, obwiniała ojca: — Jak mogłeś to zrobić mamie? Młodsza, Ola, próbowała mediować: — Może to kryzys wieku średniego? Może jeszcze się ułoży?
Ale nic się nie układało. Wiesław coraz częściej nocował poza domem. Ja przestałam gotować obiady i prać jego koszule. Zaczęłam chodzić na długie spacery po parku, żeby nie zwariować w pustym mieszkaniu.
Któregoś wieczoru spotkałam w parku sąsiadkę, panią Halinę. — Grażynko, wiem, co przeżywasz — powiedziała cicho. — Mój Stefan też mnie zostawił dla młodszej… Ale wiesz co? Po roku zaczęłam żyć na nowo.
Te słowa dały mi do myślenia. Czy ja też mogę zacząć od nowa? Czy po pięćdziesiątce jeszcze coś mi się należy?
Zaczęłam powoli odbudowywać siebie. Zapisałam się na jogę i kurs tańca towarzyskiego w domu kultury. Poznałam nowych ludzi: Elżbietę po rozwodzie i Zbyszka wdowca z sąsiedniego bloku. Zaczęliśmy spotykać się na kawie po zajęciach.
W pracy przestałam ukrywać swoje emocje. Kiedy koleżanka zapytała: — Grażyna, co się dzieje? — odpowiedziałam szczerze: — Wiesław mnie zdradził i chyba odchodzi.
Niektóre znajome patrzyły ze współczuciem, inne z ciekawością podszytą plotką. Ale jedna z nich, Basia, powiedziała: — Wiesz co? To może być początek czegoś dobrego dla ciebie.
Po kilku miesiącach Wiesław wrócił do domu z walizką. — Anka mnie zostawiła — powiedział cicho. — Mogę wrócić?
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim zmęczonego człowieka, ale już nie mojego męża. — Nie wiem — odpowiedziałam szczerze. — Muszę to przemyśleć.
Dziś wiem jedno: zdrada boli bardziej niż cokolwiek innego, ale może być początkiem nowego życia. Nadal uczę się ufać sobie i wierzyć, że zasługuję na szczęście.
Czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy lepiej zacząć wszystko od nowa? A może po pięćdziesiątce życie dopiero się zaczyna?