Zostawiłem rodzinę dla innej kobiety. Teraz żałuję każdego dnia…

— Michał, nie możesz tak po prostu odejść! — krzyczała Ania, moja żona, a łzy spływały jej po policzkach. Stałem w przedpokoju z walizką w ręku, serce waliło mi jak młotem. W głowie miałem tylko jedno: muszę wyjść, zanim się rozmyślę.

— Przepraszam… — wyszeptałem, nie patrząc jej w oczy. — Muszę to zrobić dla siebie.

Wtedy jeszcze wierzyłem, że to prawda. Że zostawiając rodzinę dla Magdy, robię coś odważnego, że wreszcie będę szczęśliwy. Magda była inna niż Ania — spontaniczna, pełna życia, mówiła mi rzeczy, których od dawna nie słyszałem. W jej obecności czułem się młodszy, ważniejszy, jakbym znów miał dwadzieścia lat.

Ale już pierwszej nocy w jej mieszkaniu poczułem pustkę. Leżałem na kanapie, patrzyłem w sufit i myślałem o dzieciach — o tym, jak Kuba zawsze przychodził do mnie z pytaniami o świat, a Zosia tuliła się do mnie wieczorami. Próbowałem zagłuszyć wyrzuty sumienia, powtarzając sobie: „To dla twojego dobra. Zasługujesz na szczęście.”

Tylko że szczęście nie przyszło.

Magda szybko przestała być wyrozumiała. Coraz częściej pytała:

— Kiedy w końcu załatwisz rozwód? Ile jeszcze będziesz się ukrywał przed dziećmi?

Nie rozumiała, że nie potrafię tak po prostu przekreślić wszystkiego. Że każda rozmowa z Anią przez telefon to dla mnie tortura. Słyszałem w jej głosie chłód, rozczarowanie i ból. Dzieci przestały do mnie dzwonić. Kuba napisał tylko krótkiego smsa: „Nie chcę cię widzieć.”

W pracy przestałem być sobą. Koledzy patrzyli na mnie z ukosa — plotki szybko się rozeszły. Nawet szef zapytał kiedyś:

— Wszystko w porządku, Michał? Wyglądasz na nieobecnego.

Nie spałem nocami. Wpatrywałem się w telefon, czekając na wiadomość od dzieci. Czasem pisałem do Ani długie maile, których nigdy nie wysyłałem. W głowie miałem tylko jedno pytanie: „Co ja zrobiłem?”

Pewnego dnia Magda wróciła do domu późno i powiedziała bez ogródek:

— Michał, ja tak nie chcę żyć. Albo jesteś ze mną na sto procent, albo kończymy.

Nie odpowiedziałem. Po prostu spakowałem rzeczy i wyszedłem. Nie miałem już dokąd pójść.

Przez kilka tygodni mieszkałem u kolegi z pracy, Tomka. Siedzieliśmy wieczorami przy piwie i słuchał moich żali.

— Stary, musisz pogadać z Anią — powiedział w końcu. — Może nie wszystko stracone?

Bałem się tego spotkania bardziej niż czegokolwiek w życiu. Ale pewnego niedzielnego popołudnia stanąłem pod drzwiami naszego starego mieszkania. Drżały mi ręce, gdy dzwoniłem domofonem.

Ania otworzyła drzwi i spojrzała na mnie bez słowa. W jej oczach była pustka.

— Czego chcesz? — zapytała cicho.

— Chciałem… przeprosić. Porozmawiać. Zobaczyć dzieci.

— Kuba jest u kolegi, Zosia nie chce cię widzieć — powiedziała twardo.

Stałem na progu jak intruz we własnym domu. Próbowałem tłumaczyć:

— Popełniłem błąd… Ogromny błąd…

— Michał — przerwała mi — nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy mogli ci wybaczyć.

Zamknęła drzwi powoli, zostawiając mnie samego na klatce schodowej.

Wróciłem do Tomka i przez kilka dni nie wychodziłem z łóżka. Nie jadłem, nie odbierałem telefonów. W końcu zadzwoniła mama:

— Michałku, co ty wyprawiasz? Ania płacze codziennie, dzieci są rozbite…

— Mamo, ja już wszystko straciłem — wyszeptałem.

— Jeszcze możesz próbować to naprawić — powiedziała stanowczo. — Ale musisz być cierpliwy i pokorny.

Zacząłem chodzić do psychologa. Uczyłem się mówić o swoich emocjach i przyznawać do winy. Pisałem listy do dzieci — długie, szczere, pełne żalu i miłości. Po kilku tygodniach Zosia odpisała krótkiego maila: „Tato, boli mnie to wszystko. Ale tęsknię.”

To był promyk nadziei.

Spotkałem się z Anią na kawie. Była zmęczona, smutna, ale pozwoliła mi mówić.

— Nie oczekuję wybaczenia — powiedziałem drżącym głosem. — Chcę tylko być blisko was, choćby jako przyjaciel rodziny.

Ania długo milczała.

— Michał… Zniszczyłeś naszą rodzinę. Ale dzieci cię potrzebują. Jeśli naprawdę chcesz coś zmienić — pokaż to czynami, nie słowami.

Od tamtej pory codziennie walczę o ich zaufanie. Pomagam Ani finansowo i logistycznie, staram się być obecny na zebraniach szkolnych i treningach Kuby. Zosia zaczęła ze mną rozmawiać przez telefon; Kuba nadal jest zamknięty w sobie.

Wiem, że nigdy nie cofnę czasu ani nie naprawię wszystkiego do końca. Ale każdego dnia próbuję być lepszym ojcem i człowiekiem.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: „Czy zasługuję na drugą szansę? Czy można odbudować coś, co samemu się zniszczyło?”

A wy? Czy wybaczylibyście komuś takiemu jak ja?