Jestem na urlopie macierzyńskim, a nie darmową opiekunką: Moja walka o granice w polskiej rodzinie

— Agnieszka! — głos Tomka przebił się przez płacz Antosia i stukot garnków. — Możesz w końcu przestać się mazgaić i pomóc mojej siostrze? Ona naprawdę nie ma z kim zostawić dzieci!

Zacisnęłam dłonie na blacie kuchennym, czując jak łzy napływają mi do oczu. Antoś, mój ośmiomiesięczny synek, szlochał w swoim leżaczku, a ja czułam się jakby cały świat chciał mnie rozciągnąć na wszystkie strony naraz. Wczoraj nie spałam prawie wcale. Dziś miałam nadzieję na chwilę ciszy, może kawę wypitą do końca. Ale nie — znowu ktoś czegoś ode mnie chce.

— Tomek, ja naprawdę nie daję już rady — wyszeptałam, próbując nie podnieść głosu. — Nie jestem darmową opiekunką. Mam własne dziecko, własne zmęczenie…

— Przesadzasz! — przerwał mi. — Każda matka to przechodzi. Moja mama ogarniała trójkę dzieci i jeszcze pomagała sąsiadce. Ty masz jedno i już narzekasz.

Zamknęłam oczy. Słowa Tomka bolały bardziej niż zmęczenie. Zawsze porównania, zawsze te oczekiwania. W naszej rodzinie kobieta powinna być cicha, pomocna, zawsze gotowa do poświęceń. A ja? Ja chciałam tylko oddechu.

Telefon zadzwonił. To była Magda, siostra Tomka.

— Aga, kochana, ratuj! — jej głos był roztrzęsiony. — Mam pilny wyjazd do lekarza, dzieciaki zostawię u ciebie na dwie godzinki, dobrze?

Nie czekała na odpowiedź. Usłyszałam tylko trzask drzwi i tupot dziecięcych stóp na klatce schodowej.

W jednej chwili w moim mieszkaniu zrobiło się głośno jak na placu zabaw. Kuba i Zosia wbiegli do salonu, rozrzucając zabawki i krzycząc do siebie nawzajem. Antoś rozpłakał się jeszcze głośniej, przestraszony nagłym zamieszaniem.

— Mamo! On zabrał mi misia! — Zosia już ciągnęła mnie za rękaw.

— Ciociu Aga, jestem głodny! — Kuba patrzył na mnie wielkimi oczami.

Poczułam, jak ogarnia mnie panika. Próbowałam uspokoić Antosia jedną ręką, drugą podać Kubie banana, a nogą przesunąć zabawkę spod nóg Zosi. W głowie miałam tylko jedno pytanie: kiedy ktoś zapyta mnie, czego ja potrzebuję?

Po dwóch godzinach Magda wróciła z szerokim uśmiechem.

— Dzięki, Aga! Jesteś niezastąpiona! — rzuciła na odchodne.

Nie zapytała nawet, jak się czuję.

Wieczorem usiadłam przy stole z Tomkiem.

— Musimy pogadać — zaczęłam cicho.

Spojrzał na mnie z irytacją.

— O czym znowu?

— O tym, że nie jestem robotem. Że mam prawo być zmęczona i nie chcę być traktowana jak darmowa opiekunka dla całej rodziny.

Tomek wzruszył ramionami.

— Przesadzasz. Każdy ma jakieś obowiązki.

— Ale ja mam też swoje granice! — podniosłam głos pierwszy raz od dawna. — Chcę mieć prawo powiedzieć „nie”. Chcę mieć czas dla siebie i dla naszego syna, a nie dla wszystkich wokół!

Tomek spojrzał na mnie tak, jakby pierwszy raz widział mnie naprawdę zdenerwowaną.

— To co mam powiedzieć Magdzie? Że jej nie pomożesz?

— Tak — odpowiedziałam stanowczo. — Powiedz jej, że jeśli będę mogła i będę miała siłę, to pomogę. Ale nie zawsze. I nie kosztem siebie.

Przez chwilę panowała cisza. Potem Tomek wyszedł do drugiego pokoju trzaskając drzwiami.

Zostałam sama z myślami i poczuciem winy. Czy jestem złą żoną? Złą matką? Czy naprawdę powinnam wszystko znosić bez słowa?

Następnego dnia zadzwoniła moja mama.

— Agusia, słyszałam od Tomka, że się buntujesz…

Westchnęłam ciężko.

— Mamo, ja po prostu nie daję rady. Potrzebuję wsparcia, a nie kolejnych obowiązków.

— Wiesz, za moich czasów…

— Mamo! — przerwałam jej po raz pierwszy w życiu. — Za twoich czasów kobiety też były zmęczone. Tylko nikt ich nie słuchał.

Po tej rozmowie długo płakałam. Ale poczułam też ulgę — pierwszy raz powiedziałam głośno to, co naprawdę czuję.

Przez kolejne dni próbowałam stawiać granice. Nie było łatwo. Magda obraziła się na tydzień. Tomek chodził naburmuszony. Mama wzdychała do słuchawki. Ale ja zaczęłam spać spokojniej. Znalazłam chwilę na książkę, na spacer z Antosiem bez pośpiechu.

Pewnego wieczoru Tomek usiadł obok mnie na kanapie.

— Może masz rację… Może za dużo od ciebie wymagamy — powiedział cicho.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością i łzami w oczach.

Dziś wiem jedno: każda matka ma prawo do swoich granic i do szacunku dla własnych potrzeb. Nie jesteśmy robotami ani darmowymi opiekunkami dla całego świata.

Czy tylko ja czuję się czasem winna za to, że chcę zadbać o siebie? Dlaczego tak trudno nam kobietom powiedzieć „dość”? Czekam na wasze historie…