Dzień, w którym wszystko się zawaliło: Moja walka o prawdę i rodzinę
— Pani Nowak, proszę usiąść… — głos lekarza był cichy, ale stanowczy. Siedziałam na zimnym plastikowym krześle na oddziale ratunkowym szpitala im. Kopernika w Łodzi. Wokół mnie przewijały się pielęgniarki, ktoś płakał za ścianą, a ja czułam, jakby świat zwolnił. — Pani mąż miał poważny wypadek samochodowy. Jego stan jest ciężki.
Nie pamiętam, jak dotarłam do szpitala. Ostatnie, co pamiętam z domu, to dźwięk telefonu i głos nieznajomego: „Pani mąż, Michał Nowak, został przewieziony do szpitala po wypadku.” Potem tylko mgła. Moje ręce drżały, serce waliło jak oszalałe. Michał… mój Michał…
Weszłam do sali intensywnej terapii. Michał leżał podpięty do aparatury, z twarzą pobitą i posiniaczoną. Wyglądał zupełnie inaczej niż ten pewny siebie mężczyzna, którego znałam od piętnastu lat. — Michał… — wyszeptałam, a łzy same popłynęły mi po policzkach.
Obok łóżka siedziała moja teściowa, pani Halina. Spojrzała na mnie z wyrzutem:
— Gdzie byłaś? Dlaczego nie odbierałaś telefonu wcześniej?
— Pracowałam… Nie wiedziałam…
— Zawsze jesteś zajęta sobą — syknęła i odwróciła wzrok.
Zacisnęłam pięści. Nasze relacje nigdy nie były łatwe, ale teraz nie miałam siły na kłótnie. Chciałam tylko, żeby Michał się obudził.
Przez kolejne dni żyłam jak w transie. Spałam na krześle przy jego łóżku, jadłam byle co z automatu i modliłam się o cud. Lekarze mówili niewiele: „Stan stabilny, ale ciężki.”
Pewnego wieczoru przyszła do mnie pielęgniarka z kopertą.
— To znaleźliśmy przy pana mężu. Może pani powinna to zobaczyć.
Drżącymi rękami otworzyłam kopertę. W środku był wyciąg z konta bankowego i… zdjęcie Michała z jakąś kobietą i małym chłopcem. Uśmiechali się do siebie jak rodzina.
Serce mi zamarło. Kim oni są? Dlaczego Michał miał ich zdjęcie przy sobie?
Przez całą noc przewracałam się na szpitalnym łóżku dla gości, próbując znaleźć logiczne wyjaśnienie. Może to kuzynka? Może syn znajomej? Ale coś w sposobie, w jaki Michał patrzył na tego chłopca…
Następnego dnia, gdy teściowa wyszła po kawę, podeszłam do Michała i ścisnęłam jego dłoń.
— Michał… jeśli mnie słyszysz… musisz mi powiedzieć prawdę. Kim oni są?
Nie odpowiedział. Ale kilka godzin później do sali weszła kobieta z dzieckiem za rękę. Miała ciemne włosy i oczy pełne łez.
— Przepraszam… czy mogę zobaczyć Michała? — zapytała cicho.
Zamarłam.
— Kim pani jest?
— Jestem Anna… a to jest Kuba… syn Michała.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Syn? Michał miał syna?
— To niemożliwe… — wyszeptałam.
Anna spuściła wzrok.
— Przepraszam. Nie chciałam tak… On obiecał, że powie pani wszystko sam.
Wybiegłam z sali, czując jak świat wali mi się na głowę. Przez kolejne dni unikałam Anny i Kuby, nie potrafiłam spojrzeć Michałowi w twarz nawet wtedy, gdy zaczął odzyskiwać przytomność.
W końcu zebrałam się na odwagę.
— Michał… musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie niepewnie.
— Wiem… Przepraszam cię, Marto. Chciałem ci powiedzieć już dawno temu…
— Dlaczego? Dlaczego mnie okłamywałeś przez tyle lat?
— Bałem się cię stracić. To był błąd sprzed lat… Anna była moją dawną miłością. Spotkaliśmy się przypadkiem kilka lat temu… Kuba jest moim synem.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Całe nasze życie było kłamstwem? A może tylko jego część?
Teściowa oczywiście stanęła po stronie Michała.
— Każdy popełnia błędy! Ty też nie jesteś święta!
— Ale ja nie mam drugiej rodziny! — krzyknęłam przez łzy.
W domu atmosfera była nie do zniesienia. Córka Zosia przestała ze mną rozmawiać, obrażona za to, że „psuję rodzinę”. Syn Tomek zamknął się w sobie i całe dnie spędzał przed komputerem. Nawet sąsiedzi zaczęli szeptać za moimi plecami.
Musiałam wrócić do pracy w szkole podstawowej, choć każdy dzień był dla mnie walką o przetrwanie. Dzieci pytały: „Dlaczego jest pani taka smutna?” Koledzy z pokoju nauczycielskiego patrzyli na mnie ze współczuciem lub ciekawością.
Wieczorami płakałam do poduszki i zadawałam sobie pytanie: co dalej? Czy powinnam wybaczyć Michałowi dla dobra dzieci? Czy może lepiej odejść i zacząć wszystko od nowa?
Pewnego dnia Anna zadzwoniła do mnie.
— Marto… wiem, że to trudne. Ale Kuba potrzebuje ojca. Nie chcę ci zabierać Michała… Proszę, porozmawiajmy jak kobieta z kobietą.
Spotkałyśmy się w kawiarni na Piotrkowskiej. Anna była spokojna i opanowana.
— Nie chcę burzyć twojej rodziny — powiedziała cicho. — Ale nie mogę udawać, że Kuba nie istnieje.
Zrozumiałam wtedy, że nie jestem jedyną ofiarą tej sytuacji. Że wszyscy cierpimy przez kłamstwa Michała.
Minęły miesiące. Michał wrócił do zdrowia, ale nasze małżeństwo już nigdy nie było takie samo. Próbowaliśmy terapii rodzinnej, rozmów z dziećmi, ale rany były zbyt głębokie.
Dziś mieszkamy osobno. Dzieci odwiedzają ojca co drugi weekend. Ja powoli uczę się żyć na nowo — sama ze sobą i ze swoimi emocjami.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można jeszcze zaufać po takiej zdradzie? Czy lepiej żyć w prawdzie, nawet jeśli boli?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?