„Zaprosiłam dorosłego syna z żoną na obiad”: W środku spotkania oznajmili, że się rozwodzą – a ja muszę wybrać, po czyjej stronie stanę
– Mamo, musimy ci coś powiedzieć – głos Pawła był cichy, ale stanowczy. Siedzieliśmy przy stole, a ja właśnie kroiłam sernik, który piekłam od rana. Magda patrzyła w talerz, jej dłonie nerwowo bawiły się obrączką. Przez chwilę miałam nadzieję, że to może będzie jakaś dobra nowina – może dziecko? Nowa praca? Ale nie. W powietrzu wisiała ciężka cisza, która zdawała się przygniatać mnie do krzesła.
– Rozwodzimy się – powiedziała Magda, nie podnosząc wzroku. Sernik zatrzymał się na nożu. Poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody.
– Co? – wydusiłam z siebie. – Jak to?
Paweł spojrzał na mnie z tym swoim smutnym uśmiechem, który pamiętałam jeszcze z dzieciństwa, kiedy coś przeskrobał i nie wiedział, jak mi to powiedzieć.
– Przepraszamy, że tak… Ale nie mogliśmy już dłużej udawać. To nie jest decyzja z dnia na dzień. Próbowaliśmy wszystkiego.
Magda w końcu podniosła wzrok. Jej oczy były czerwone od płaczu. – Naprawdę się staraliśmy, pani Zosiu. Ale już nie umiemy być razem.
W mojej głowie kłębiły się myśli. Przecież jeszcze niedawno byli tacy szczęśliwi! Przypomniałam sobie ich ślub – Paweł w granatowym garniturze, Magda w sukni z koronką. Tańczyli do „Zawsze tam, gdzie Ty” i śmiali się do łez. Czy to wszystko było tylko złudzeniem?
– A co z Antosiem? – zapytałam cicho. Mój wnuk miał dopiero pięć lat.
– Będziemy się nim opiekować razem – odpowiedział Paweł. – Nie chcemy, żeby cierpiał.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Wstałam od stołu i podeszłam do okna. Za szybą padał deszcz, krople spływały po szybie jak łzy. Próbowałam zebrać myśli.
– Dlaczego? – zapytałam w końcu. – Co się stało?
Magda spojrzała na Pawła. Przez chwilę milczeli.
– To nie jest jedna rzecz – zaczął Paweł. – Oddaliliśmy się od siebie. Praca, obowiązki…
– I twoja mama – dodała cicho Magda.
Odwróciłam się gwałtownie.
– Ja?
– Nie chcę pani ranić – powiedziała Magda drżącym głosem. – Ale Paweł zawsze był bardziej z panią niż ze mną. Czułam się jak gość we własnym domu.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę byłam aż tak obecna? Czy nie pozwoliłam im być rodziną na własnych zasadach?
– Magda…
– Nie chcę już tego rozdrapywać – przerwała mi szybko. – To nie tylko pani wina. My po prostu… nie umiemy być razem.
Usiadłam ciężko na krześle. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Słychać było tylko tykanie zegara i szum deszczu za oknem.
W końcu Paweł odezwał się pierwszy:
– Mamo… Chcemy cię prosić o jedno. Żebyś nie wybierała strony. Żebyś była dla nas obojga…
Magda spojrzała na mnie błagalnie.
– Ja nie mam tu rodziny… Pani była dla mnie jak mama…
Serce mi pękało. Chciałam ich przytulić oboje, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale wiedziałam, że to już niemożliwe.
Przypomniałam sobie czasy, kiedy Paweł był mały. Jak płakał po nocach, jak tulił się do mnie po koszmarach. Jak pierwszy raz przyprowadził Magdę do domu – taka drobna, nieśmiała dziewczyna z sąsiedztwa. Jak razem piekliśmy pierniki na święta i śmialiśmy się do łez.
A potem zaczęły się pierwsze kłótnie. O drobiazgi: kto wyniesie śmieci, kto odbierze Antosia z przedszkola, kto zapomni o rocznicy ślubu. Paweł coraz częściej dzwonił do mnie po radę, a ja zawsze byłam gotowa pomóc. Może za bardzo?
Pamiętam jedną rozmowę sprzed roku:
– Mamo, Magda znowu ma pretensje…
– Synku, ona jest zmęczona. Pomóż jej trochę więcej.
– Ale ja też pracuję! Ona tego nie rozumie!
Wtedy myślałam, że to zwykłe małżeńskie sprzeczki. Że wszystko się ułoży.
Teraz widziałam, jak bardzo się myliłam.
Magda wstała od stołu.
– Muszę już iść… Antoś czeka u sąsiadki.
Podbiegłam do niej i przytuliłam ją mocno.
– Magdo… Cokolwiek się stanie, zawsze będziesz dla mnie ważna.
Poczułam jej łzy na ramieniu.
Paweł patrzył na nas bezradnie.
Kiedy wyszli, usiadłam przy stole i patrzyłam na niedojedzony sernik, który jeszcze rano wydawał mi się symbolem rodzinnego szczęścia.
Wieczorem zadzwoniła moja siostra Basia:
– I co tam u was?
Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.
– Zosiu… Nie możesz brać tego na siebie. Oni są dorośli.
– Ale ja czuję się winna… Może za bardzo chciałam im pomóc? Może powinnam była dać im więcej przestrzeni?
Basia westchnęła:
– Każda matka chce dobrze dla swojego dziecka. Ale czasem trzeba pozwolić mu popełniać własne błędy.
Nie spałam tej nocy prawie wcale. W głowie przewijały mi się obrazy: pierwszy dzień Pawła w szkole, jego ślub, narodziny Antosia… I ta dzisiejsza rozmowa przy stole.
Następnego dnia zadzwoniła Magda:
– Pani Zosiu… Czy mogę przyjść z Antosiem na chwilę?
Zgodziłam się bez wahania.
Kiedy przyszli, Antoś rzucił mi się na szyję:
– Babciu! Upieczesz mi naleśniki?
Magda patrzyła na mnie niepewnie.
Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie.
– Przepraszam za wczoraj… Nie powinnam była mówić tego wszystkiego przy Pawle…
– Magdo… Ja też nie jestem bez winy. Może za bardzo chciałam być obecna w waszym życiu…
Magda uśmiechnęła się smutno:
– Chciałabym tylko, żeby Antoś miał normalne dzieciństwo…
Pokiwałam głową.
Kiedy wyszli, długo siedziałam w ciszy.
Kilka dni później zadzwonił Paweł:
– Mamo… Mogę przyjechać?
Przyjechał wieczorem, zmęczony i przygnębiony.
– Boję się o Antosia… Boję się, że go stracę…
Przytuliłam go mocno.
– Synku… Cokolwiek się stanie, zawsze będziesz jego tatą. I moim dzieckiem.
Patrzył na mnie przez łzy:
– Mamo… Czy ty naprawdę możesz być po środku? Nie wybierać?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Serce rwało mi się do obu stron – do syna i do synowej, którą pokochałam jak córkę.
Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Staram się być wsparciem dla nich obojga i dla Antosia. Ale czasem czuję się rozdarta na pół – jakby ktoś rozciągał mnie między dwoma światami.
Często pytam siebie: czy można być matką dla wszystkich? Czy da się kochać tak samo mocno syna i jego byłą żonę? Czy można nie wybrać strony?