Moja matka żyje w luksusie, a ja walczę o każdy dzień – czy naprawdę nie widzi, jak bardzo mnie rani?

– No i co, Aniu, zjadłaś już ostatnią kromkę chleba, czy jeszcze coś zostało? – głos mojej mamy przeszył ciszę w kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, próbując zmyć z talerzy resztki wczorajszego obiadu. W tle słychać było cichy śmiech mojego synka, Jasia, który bawił się klockami na podłodze. Mój mąż, Tomek, właśnie wrócił z pracy i zmęczony opadł na krzesło.

– Mamo, proszę cię… – zaczęłam cicho, ale ona już była w swoim żywiole.

– No co? Przecież pytam tylko z troski! Wiesz, że gdybyś wybrała lepiej, nie musiałabyś się martwić o takie rzeczy. Ale ty zawsze wiedziałaś lepiej. Tomek… – tu zawiesiła głos z pogardą – …to nie jest facet na te czasy. Gdzie on pracuje? W magazynie? I co dalej? Będziecie tak żyć do końca życia?

Zacisnęłam powieki. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam płakać przy Jasiu. Nie chciałam płakać przy Tomku. Ale najbardziej nie chciałam płakać przez moją własną matkę.

Odłożyłam słuchawkę na stół i przez chwilę patrzyłam w okno. Za szybą padał deszcz, a świat wydawał się jeszcze bardziej szary niż zwykle. Tomek spojrzał na mnie pytająco.

– Znowu twoja mama?

Pokiwałam głową. – Pytała, czy już nie mamy co jeść.

Tomek wzruszył ramionami, ale widziałam w jego oczach ból. Wiedziałam, że czuje się winny. Że myśli, że to jego wina, że nie stać nas na wakacje nad morzem czy nowy samochód. Ale przecież robił wszystko, co mógł. Pracował po godzinach, brał nadgodziny, czasem nawet dorabiał na budowie u sąsiada. Ja zostałam w domu z Jasiem, bo nasz synek miał zespół Downa i wymagał stałej opieki.

Czasem marzyłam o tym, żeby pójść do pracy. Żeby choć na chwilę wyrwać się z tego domu, poczuć się potrzebna gdzieś indziej niż tylko tu. Ale każda próba kończyła się tym samym: telefon ze żłobka, że Jaś jest chory; telefon od rehabilitantki, że trzeba przyjechać na dodatkowe zajęcia; telefon od mamy, że powinnam bardziej się starać.

Moja mama mieszkała w Warszawie, w nowym apartamencie na Wilanowie. Jej mąż – mój ojczym – był prawnikiem i zarabiał tyle, że mama mogła sobie pozwolić na wszystko: kosmetyczkę co tydzień, zakupy w drogich butikach, wyjazdy do SPA. Czasem wysyłała mi zdjęcia swoich nowych torebek albo zdjęcia z restauracji.

– Zobacz, Aniu, jak tu pięknie! Może kiedyś cię zabiorę…

Ale nigdy mnie nie zabrała.

Zamiast tego dostawałam od niej tylko słowa: gorzkie, ostre jak szkło.

Pamiętam Wigilię sprzed dwóch lat. Siedzieliśmy przy stole u mamy – ja, Tomek i Jaś. Mama patrzyła na nas z góry.

– Aniu, naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie możesz znaleźć sobie lepszej pracy. Przecież są żłobki integracyjne! Tomek też mógłby się bardziej postarać…

Tomek wtedy wstał od stołu i wyszedł do przedpokoju. Ja zostałam sama z mamą i jej spojrzeniem pełnym rozczarowania.

– Mamo – powiedziałam wtedy cicho – Jaś potrzebuje mnie bardziej niż ktokolwiek inny. Nie mogę go zostawić samego.

– Ale przecież on nawet nie rozumie…

Te słowa bolały mnie najbardziej. Jakby Jaś był tylko problemem do rozwiązania. Jakby nie był moim ukochanym synkiem.

Od tamtej pory coraz rzadziej jeździliśmy do mamy. Coraz rzadziej odbierałam jej telefony.

Ale ona nie przestawała dzwonić.

Każde jej słowo wbijało się we mnie jak kolec. Każda rozmowa kończyła się łzami.

Czasem zastanawiałam się, czy to ze mną jest coś nie tak. Może rzeczywiście powinnam była wybrać inaczej? Może powinnam była posłuchać mamy i zostać z Piotrem – tym lekarzem z jej znajomości? Może wtedy miałabym teraz wszystko: pieniądze, spokój, uznanie mamy?

Ale wtedy patrzyłam na Tomka i Jasia i wiedziałam: wybrałam sercem.

Pewnego wieczoru Tomek przyszedł do mnie do kuchni. Usiadł obok mnie i położył mi rękę na ramieniu.

– Aniu… Nie przejmuj się tym wszystkim. Dla mnie jesteście najważniejsi. Jaś jest szczęśliwy, a my damy sobie radę.

Spojrzałam na niego i poczułam wdzięczność. Za to, że był przy mnie mimo wszystko. Za to, że nigdy nie narzekał. Za to, że kochał Jasia tak samo mocno jak ja.

Ale potem znów dzwoniła mama.

– Aniu! Słyszałam, że Tomek znów zmienił pracę? To już trzecia w tym roku! Może czas pomyśleć o kimś innym?

– Mamo! – krzyknęłam wtedy przez łzy – Czy ty naprawdę nie widzisz, jak bardzo mnie ranisz?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Chcę tylko twojego szczęścia…

– To przestań mnie oceniać! Przestań oceniać Tomka! My naprawdę się staramy!

Rozłączyłam się i długo płakałam.

Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Mama dzwoni rzadziej. Czasem wysyła tylko krótkie wiadomości: „Jak Jaś?” „Potrzebujesz czegoś?”

Nie wiem już sama, czy kiedykolwiek uda nam się odbudować tę relację. Czy mama kiedykolwiek zaakceptuje moje życie takim, jakie jest?

Czasem patrzę na Jasia i myślę: czy on kiedyś poczuje się gorszy tylko dlatego, że jego babcia uważa nas za nieudaczników?

A może to ja powinnam nauczyć się być silniejsza? Może powinnam przestać szukać akceptacji tam, gdzie jej nigdy nie znajdę?

Czy naprawdę można być szczęśliwym bez uznania własnej matki? Czy miłość do dziecka wystarczy mi za wszystko inne?