Gdy poprosiłam babcię o przepisanie mieszkania: Prawda o miłości, zaufaniu i rodzinie
— Aniu, po co ci to mieszkanie? — Babcia Zofia spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi, jej dłonie drżały, gdy trzymała kubek z herbatą. W kuchni pachniało pieczonymi jabłkami i starym mydłem, a ja czułam, jak serce wali mi jak młot. Nie spałam całą noc, układając w głowie słowa, które miały paść.
— Babciu, przecież wiesz, że zawsze byłam przy tobie. Ale… dziś jest ciężko. Jeśli przepiszesz mi mieszkanie, łatwiej dostanę kredyt na rozwinięcie firmy. Nigdy bym cię nie wyrzuciła, Boże broń! Chcę tylko bezpieczeństwa. Dla nas obu.
Cisza. Zegar na ścianie wybijał kolejne minuty, a za oknem przejeżdżał tramwaj. Babcia nie odpowiedziała od razu. Patrzyła przez szybę na ogródek, gdzie kiedyś rosły róże, zniszczone teraz przez sąsiadkę i jej psa. Przypomniałam sobie, jak uczyła mnie robić szarlotkę, jak tuliła mnie po rozwodzie rodziców i jak zostawiła mnie u niej mama wyjeżdżając do Anglii. Byłam dla niej wszystkim. Ona dla mnie jeszcze więcej.
— Aniu, czy ty wiesz, co znaczy to mieszkanie? Tu urodziła się twoja mama. Tu pochowałam dziadka. Tu zrobiłaś pierwsze kroki. Nie mogę tak po prostu…
— Ale babciu, tylko ja tu przychodzę! Ciocia Renata nie była tu od lat, a Bartek tylko pisze na Messengerze na święta. Tylko ja się tobą opiekuję!
Czułam drżenie głosu. Wiedziałam, że brzmię samolubnie, ale taka była prawda – nikt inny nie dbał o nią. Gdy dwa lata temu pękła rura w łazience, to ja dzwoniłam po hydraulika i sprzątałam wodę do północy. Gdy złamała biodro, spałam na podłodze przy jej łóżku przez trzy tygodnie.
Babcia westchnęła głęboko. — Wiesz, co ludzie mówią, gdy dzieli się majątek? Wszyscy są dobrzy do czasu papierów. Każdy obiecuje opiekę staruszkom, póki nie dostanie tego, co chce.
Poczułam wstyd. — Babciu… ja nie jestem taka…
— Wiem, dziecko. Ale życie uczy nie ufać nikomu do końca. Nawet sobie czasem.
Tego wieczoru nie mogłam nic przełknąć. Wróciłam do siebie z poczuciem, że coś zepsułam na zawsze. Następnego dnia zadzwoniła ciocia Renata z Gdańska.
— Słyszałam, że chcesz od babci mieszkanie! Ładnie, Aniu! To dlatego tak się starałaś ostatnio?
— Ciociu, to nie tak… Ja tu jestem codziennie! Ty nawet nie wiesz, jak babcia się czuje!
— Nie musisz mi się tłumaczyć. Ale pamiętaj – jak babcia umrze, mam prawo do swojego kawałka!
Odłożyłam słuchawkę trzęsąc się ze złości i wstydu. Nie wiedziałam już, co boli bardziej – babcine podejrzenia czy ciocine oskarżenia.
Przez kolejne dni babcia była zamknięta w sobie. Nie wiedziałam, jak do niej podejść. Myłam jej okna, przynosiłam leki z apteki, ale między nami wyrósł mur.
Pewnego popołudnia przyszedł Bartek z narzeczoną z Poznania. Usiedliśmy wszyscy przy stole, a babcia patrzyła w talerz.
— Babciu, Ania naprawdę jest dobra. Ale wiesz jak jest – wszystko trzeba załatwić za życia. Potem są tylko kłótnie w rodzinie — mówił Bartek spokojnie, ale czułam, że bardziej interesuje go wartość działki niż szczęście babci.
Babcia podniosła wzrok na mnie. — Aniu, zostawisz mnie, jak dostaniesz mieszkanie?
Poczułam gulę w gardle. — Nigdy, babciu. Nigdy w życiu.
Tej nocy śniła mi się mama wychodząca przez furtkę i krzycząca: „Pilnuj babci!”. Obudził mnie deszcz bębniący o parapet.
Po tygodniu milczenia babcia poprosiła mnie do pokoju.
— Usiądź, Aniu — powiedziała cicho. Usiadłam na starym tapczanie, gdzie kiedyś oglądałyśmy razem „Klan”.
— Wiesz co to znaczy być wdzięcznym? Ja jestem ci wdzięczna za wszystko. Ale nie mogę dać ci mieszkania za życia. To byłoby tak, jakbym już umarła. To mieszkanie to moje życie. Kiedy mnie zabraknie – będzie twoje. Ale póki oddycham – to mój dom.
Płakałam jak dziecko. Przytuliłyśmy się mocno.
Ale spokój nie trwał długo. Ciocia Renata zaczęła rozsyłać wiadomości po rodzinie: „Ania chce wszystko dla siebie!”. Bartek przychodził częściej niż zwykle – za każdym razem pytał o piwnicę i ogródek.
Babcia słabła z dnia na dzień. Pewnego ranka przewróciła się w korytarzu i trafiła do szpitala. Lekarz powiedział: — Musicie myśleć o przyszłości – może dom opieki?
Nie wyobrażałam sobie babci nigdzie indziej niż w tym mieszkaniu.
Gdy wróciła ze szpitala, usiadłam przy jej łóżku i wyszeptałam: — Babciu, przepraszam za tamto pytanie o mieszkanie. Boję się przyszłości bez ciebie…
Pogłaskała mnie po włosach jak wtedy, gdy miałam pięć lat.
— Dziecko moje… Miłość mierzy się sercem, nie papierami ani ścianami. Liczy się to, co zostaje po nas w ludziach.
Dziś siedzę w tej samej kuchni i piszę to wszystko, podczas gdy babcia śpi w swoim pokoju. Nie wiem co będzie jutro – czy ciocia Renata upomni się o swój kawałek czy Bartek zażąda kluczy do piwnicy.
Ale wiem jedno: to mieszkanie to nie tylko mury i tynk. To wspomnienia, zapachy dzieciństwa i miłość, której nie wpiszesz do księgi wieczystej.
Zastanawiam się – gdzie kończy się wdzięczność wobec tych, którzy nas wychowali? A gdzie zaczyna się egoizm, gdy chcemy czegoś więcej? Czy pragnienie bezpieczeństwa jest grzechem?