Moje mieszkanie, jej zasady: Jak moja siostra przejęła moje życie
– Znowu zostawiłaś naczynia w zlewie! – wykrzyknęłam, czując jak złość ściska mi gardło. Stałam w kuchni, patrząc na stertę talerzy, które jeszcze rano były czyste. Moja siostra, Anka, weszła do pomieszczenia z kubkiem kawy i wzruszyła ramionami.
– Przecież zaraz to zrobię, nie przesadzaj – odpowiedziała spokojnie, jakby nie widziała problemu.
To był kolejny poranek, kiedy czułam się jak gość we własnym domu. Kiedy dwa miesiące temu Anka zadzwoniła do mnie zapłakana po rozwodzie z Markiem, nie wahałam się ani chwili. „Przyjedź do mnie, ile tylko potrzebujesz” – powiedziałam wtedy. Byłam pewna, że siostrzana solidarność to coś, co przetrwa wszystko. Nie przewidziałam jednak, jak bardzo ta decyzja zmieni moje życie.
Na początku było nawet miło. Wieczory z winem i serialami, rozmowy do późna o wszystkim i o niczym. Wspierałam ją, słuchałam jej żali na Marka i na świat. Ale z czasem zaczęłam zauważać drobiazgi: jej rzeczy rozrzucone po całym mieszkaniu, kosmetyki w mojej łazience, ubrania na moim fotelu. Z dnia na dzień coraz mniej czułam się u siebie.
Pewnego wieczoru wróciłam z pracy wykończona. Marzyłam o chwili ciszy i własnej kanapie. Zastałam Ankę i jej koleżankę z pracy – Kasię – rozłożone na moim łóżku, z moją pościelą i laptopem. Śmiały się głośno, popijając moje wino.
– Cześć, Ola! Chcesz do nas? – zapytała Anka beztrosko.
– Chciałabym się położyć… – mruknęłam, próbując ukryć irytację.
– To idź do salonu! Tu jest teraz nasza strefa relaksu – zażartowała Kasia.
Poczułam się jak intruz. Własny pokój przestał być moją oazą. Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z Anką o zasadach, ale ona zawsze zbywała temat żartem albo obrażała się na kilka godzin. „Przecież to tylko na chwilę” – powtarzała.
Z czasem „chwila” zamieniła się w tygodnie. Anka zaczęła urządzać mieszkanie po swojemu: przestawiała meble, kupowała nowe zasłony bez pytania mnie o zdanie, a nawet zmieniła hasło do Wi-Fi „bo stare było za łatwe”.
Najgorsze były jednak te drobne docinki:
– Ola, może byś w końcu coś ugotowała? Ciągle tylko te gotowce z Biedronki…
– Ola, nie sądzisz, że powinnaś częściej wychodzić z domu? Tylko praca i praca…
– Ola, twoje życie jest takie nudne! Może powinnaś spróbować czegoś nowego?
Z każdym takim komentarzem czułam się coraz mniejsza. Przestałam zapraszać znajomych, bo bałam się, że Anka ich „przejmie”, jak wszystko inne. Nawet mama zaczęła dzwonić rzadziej – „Nie chcę się wtrącać w wasze sprawy” – mówiła wymijająco.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy. W progu usłyszałam śmiech i rozmowy. W kuchni siedziała Anka z Markiem – jej byłym mężem! Pili kawę i rozmawiali o czymś szeptem.
– Co on tu robi? – zapytałam ostro.
Anka spojrzała na mnie z wyrzutem:
– Ola, nie przesadzaj! To mój przyjaciel, musimy wyjaśnić kilka spraw.
– Ale to jest mój dom! – krzyknęłam bezsilnie.
Mark spojrzał na mnie ze współczuciem:
– Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać…
Wybiegłam do łazienki i rozpłakałam się jak dziecko. Po raz pierwszy od dawna poczułam się naprawdę samotna we własnych czterech ścianach. Przez łzy zadzwoniłam do mamy:
– Mamo, ja już nie daję rady… Ona mnie wypiera z mojego życia!
Mama westchnęła ciężko:
– Olu, musisz postawić granice. Rodzina rodziną, ale twoje życie też jest ważne.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół ostatnich tygodni. Czy naprawdę jestem egoistką? Czy powinnam wytrzymać jeszcze trochę? A może to ja jestem problemem?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Anką szczerze.
– Musimy ustalić zasady – zaczęłam stanowczo. – To jest mój dom i czuję się w nim coraz gorzej.
Anka spojrzała na mnie ze zdziwieniem:
– Myślałam, że jesteśmy rodziną… Że mogę na ciebie liczyć…
– Możesz! Ale nie kosztem mojego życia i mojej przestrzeni!
Przez chwilę milczałyśmy obie. W końcu Anka spuściła wzrok:
– Nie wiedziałam, że aż tak ci to przeszkadza…
– Przeszkadza mi wszystko! To, że nie pytasz o zdanie, że urządzasz się tutaj jak u siebie… Ja też mam swoje granice!
Po tej rozmowie atmosfera była napięta jak nigdy wcześniej. Anka przez kilka dni chodziła obrażona, a ja czułam ulgę i jednocześnie ogromne poczucie winy. W końcu spakowała swoje rzeczy i wyprowadziła się do koleżanki.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Cisza była aż bolesna. Przez kilka dni chodziłam jak struta – tęskniłam za siostrą, ale też czułam ulgę. Czy zrobiłam dobrze? Czy rodzina powinna być zawsze na pierwszym miejscu?
Czasem patrzę na pusty fotel w salonie i zastanawiam się: czy można kochać kogoś i jednocześnie bronić siebie? Czy postawienie granic to zdrada bliskich? Co wy byście zrobili na moim miejscu?