Czy naprawdę jestem już taka stara? Historia Wiesławy z Lublina
— Nie wierzę, to niemożliwe… — mruknęłam pod nosem, patrząc na identyfikator kierowcy autobusu. Stałam na przystanku przy ulicy Lipowej w Lublinie, zmarznięta, z siatką pełną zakupów i głową pełną myśli. Autobus podjechał, drzwi się otworzyły, a ja weszłam, szukając wolnego miejsca. Wtedy zobaczyłam tabliczkę: „Janusz Nowak, rocznik 1972”. Zamarłam. Janusz Nowak. Przecież chodził ze mną do podstawówki!
Usiadłam ciężko na plastikowym siedzeniu, a serce zaczęło mi walić jak młot. Przez chwilę patrzyłam na jego profil w lusterku. Siwe włosy, zmarszczki wokół oczu, lekko przygarbiona sylwetka. „Boże, czy ja też tak wyglądam?” — pomyślałam z przerażeniem. Przecież w mojej głowie wciąż mam dwadzieścia kilka lat. W domu czasem śmieję się z mojej córki, że nie rozumie dzisiejszego świata, ale czy ja sama nie utknęłam w przeszłości?
Wysiadłam dwa przystanki wcześniej niż zwykle. Musiałam się przejść, ochłonąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: szkolne dyskoteki, pierwsze miłości, śmiech na przerwach. Janusz był wtedy najprzystojniejszym chłopakiem w klasie. Zawsze miał wokół siebie wianuszek dziewczyn. A teraz? Zwykły kierowca autobusu, zmęczony życiem, jak ja.
Wróciłam do domu, gdzie czekała na mnie córka, Zosia. Miała zły dzień, rzuciła torbę na podłogę i nawet nie spojrzała w moją stronę. — Coś się stało? — zapytałam, próbując ukryć własne rozbicie. — Nic, mamo. Po prostu… jestem zmęczona — burknęła i zamknęła się w swoim pokoju.
Usiadłam przy kuchennym stole, wpatrując się w swoje odbicie w oknie. Zmarszczki wokół oczu, siwe pasma we włosach. „Czy naprawdę jestem już taka stara?” — zapytałam siebie w myślach. Przypomniałam sobie, jak jeszcze niedawno moja mama mówiła mi, że czas leci nieubłaganie. Wtedy tylko się śmiałam. Teraz rozumiem, co miała na myśli.
Wieczorem zadzwoniła moja siostra, Grażyna. — Wiesia, słyszałam, że widziałaś Janusza! — zaczęła bez zbędnych wstępów. — Tak, prowadził autobus. Wygląda… staro. — A ty myślisz, że jesteś młodsza? — zaśmiała się złośliwie. — Grażyna, nie żartuj sobie. To nie jest śmieszne. — Oj, Wiesia, wszyscy się starzejemy. Lepiej się z tym pogódź.
Rozłączyłam się, czując narastającą złość. Zawsze była tą silniejszą, bardziej pewną siebie. Ja… zawsze miałam wątpliwości. Czy dobrze wychowuję Zosię? Czy jestem dobrą córką dla mojej schorowanej mamy? Czy nie zmarnowałam życia na czekanie na coś, co nigdy nie nadejdzie?
Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, pani Halina, zauważyła moją niewyraźną minę. — Wiesiu, co się dzieje? — zapytała troskliwie. — Nic, po prostu… miałam wczoraj dziwny dzień. Spotkałam kogoś z dawnych lat i… poczułam się staro. — Oj, kochana, wszyscy tak mamy. Ja ostatnio zobaczyłam swoją koleżankę z liceum i myślałam, że to jej matka! — zaśmiała się, ale w jej oczach zobaczyłam cień smutku.
Po pracy poszłam odwiedzić mamę. Siedziała w fotelu, patrząc przez okno na szare niebo. — Mamo, czy ty też czasem czujesz się… stara? — zapytałam cicho. Spojrzała na mnie z uśmiechem. — Wiesiu, ja już dawno przestałam się tym przejmować. Najważniejsze to mieć kogoś bliskiego obok siebie. Wiek to tylko liczba.
Wróciłam do domu późno. Zosia siedziała przy stole, odrabiając lekcje. — Mamo, mogę cię o coś zapytać? — rzuciła nagle. — Jasne, kochanie. — Czy boisz się starości? — Zaskoczyła mnie tym pytaniem. — Czasem tak. Ale chyba bardziej boję się samotności — odpowiedziałam szczerze.
Przez kolejne dni nie mogłam przestać myśleć o Januszu i o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie. Kiedyś marzyłam o podróżach, o wielkiej miłości, o karierze. Teraz codzienność przytłaczała mnie obowiązkami: praca, dom, opieka nad mamą, kłótnie z Zosią o drobiazgi. Czułam się niewidzialna, jakby świat już dawno przestał mnie zauważać.
W sobotę postanowiłam zrobić coś szalonego. Zadzwoniłam do Janusza. Numer znalazłam w internecie — nie było to trudne w dzisiejszych czasach. — Cześć, tu Wiesława… pamiętasz mnie? — zapytałam niepewnie. Po drugiej stronie zapadła cisza, a potem usłyszałam cichy śmiech. — Oczywiście, że pamiętam. Jak mogłabyś myśleć inaczej? — Umówiliśmy się na kawę.
Spotkanie było dziwne i piękne zarazem. Rozmawialiśmy o dawnych czasach, o tym, jak życie nas poturbowało. Janusz opowiedział mi o rozwodzie, o dorosłych dzieciach, które wyjechały za granicę i rzadko dzwonią. — Wiesz, Wiesia, czasem czuję się jak duch. Jeżdżę tym autobusem i patrzę na ludzi, którzy nawet nie zauważają, że istnieję.
Poczułam ukłucie w sercu. Przecież ja czuję się tak samo. Może wszyscy tak się czujemy? Może to nie jest kwestia wieku, tylko tego, że świat pędzi do przodu i nie ma już czasu na zatrzymanie się, na rozmowę?
Wróciłam do domu późno. Zosia czekała na mnie w kuchni. — Mamo, gdzie byłaś? Martwiłam się! — W jej głosie usłyszałam troskę, której tak bardzo mi brakowało. — Spotkałam się ze starym przyjacielem. Musiałam… przypomnieć sobie, kim byłam kiedyś.
Przytuliłyśmy się mocno. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że nie jestem sama.
Teraz często patrzę w lustro i widzę nie tylko zmarszczki i siwe włosy, ale też całą historię mojego życia. Może nie jestem już młoda, ale jestem sobą. Czy to wystarczy, żeby być szczęśliwą? Czy inni też czasem czują się niewidzialni? Może warto o tym porozmawiać…