Impreza bez zaproszenia – Noc, która zmieniła wszystko
Przymierzałam przed lustrem trzeci tego wieczoru strój, kiedy zza ściany dobiegły pierwsze dźwięki muzyki. Zegar wskazywał wpół do ósmej. Jeszcze za wcześnie na skargi, choć Wiesia, moja sąsiadka z naprzeciwka, zwykle nie urządzała hałaśliwych spotkań. Zmarszczyłam brwi, odłożyłam na bok granatową bluzkę i nadstawiłam ucha. Czyżby u kogoś urodziny? A może po prostu spotkanie przy winie? Przez chwilę poczułam ukłucie zazdrości – od lat nie byłam na żadnej imprezie.
W moim mieszkaniu panowała cisza. Tylko zegar tykał monotonnie, a ja, Danuta Wróblewska, pięćdziesięciodwuletnia nauczycielka matematyki na emeryturze, czułam się jak widmo wśród własnych czterech ścian. Odkąd dzieci wyjechały do Warszawy, a mąż odszedł do młodszej, życie straciło barwy. Próbowałam je odzyskać – kursy tańca, spotkania w klubie seniora – ale zawsze wracałam do pustego mieszkania i pustych myśli.
Muzyka za ścianą stawała się coraz głośniejsza. Słyszałam śmiechy, brzęk kieliszków, nawet znajome głosy – czy to nie Basia z trzeciego piętra? I pan Marek, który zawsze pomagał mi z zakupami? Poczułam się dziwnie wykluczona. Przecież jeszcze kilka lat temu to ja organizowałam takie spotkania. To do mnie przychodzili sąsiedzi na herbatę i ciasto drożdżowe. Co się zmieniło? Czy to ja się zmieniłam?
Zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran – córka, Agnieszka. Odebrałam szybko, łudząc się, że rozmowa odciągnie mnie od myśli o imprezie.
— Mamo, wszystko w porządku? — zapytała z troską.
— Tak, kochanie. Siedzę w domu… U Wiesi jest dziś głośno. — Starałam się zabrzmieć obojętnie.
— Może powinnaś tam pójść? — zasugerowała Agnieszka.
Parsknęłam śmiechem.
— Bez zaproszenia? Nie wypada.
— Mamo, przecież znasz ich wszystkich! — upierała się córka. — Może po prostu chcą ci zrobić niespodziankę?
Westchnęłam ciężko. Wiedziałam, że to nieprawda. Od czasu rozwodu ludzie zaczęli mnie omijać. Może bali się, że będę narzekać na życie? A może to ja zamknęłam się w sobie?
Po rozmowie z Agnieszką usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w ścianę. Dźwięki zza niej były coraz bardziej natarczywe. W końcu nie wytrzymałam. Włożyłam pierwszą lepszą sukienkę, narzuciłam sweter i wyszłam na klatkę schodową. Drzwi do mieszkania Wiesi były lekko uchylone. Zajrzałam ostrożnie do środka.
W salonie tłoczyli się sąsiedzi – śmiali się, tańczyli, rozmawiali. Wiesia zauważyła mnie pierwsza.
— Danusiu! — zawołała radośnie. — Chodź do nas! Myślałam, że jesteś zajęta!
Poczułam ulgę i jednocześnie wstyd. Czyli jednak mnie zapraszano? Czy to ja nie zauważyłam zaproszenia? A może po prostu nie chciałam go przyjąć?
Weszłam do środka i od razu poczułam na sobie spojrzenia innych. Basia podeszła do mnie z kieliszkiem wina.
— Danusiu, dobrze cię widzieć! — powiedziała szczerze.
Przez chwilę rozmawiałyśmy o dawnych czasach – o dzieciach, o pracy w szkole, o tym, jak bardzo wszystko się zmieniło. Czułam narastające wzruszenie.
Nagle podszedł do mnie Marek.
— Danuta, pamiętasz nasze wspólne grille na działce? — zapytał z uśmiechem.
Pamiętałam aż za dobrze. To były czasy, gdy jeszcze byłam szczęśliwa – zanim mąż zaczął wracać coraz później do domu, zanim dzieci zaczęły traktować mnie jak obowiązek.
— Pamiętam — odpowiedziałam cicho.
W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat mojego byłego męża. Ktoś rzucił żartem:
— A twój Andrzej to chyba teraz młodsze towarzystwo wybiera?
Zrobiło mi się przykro. Uśmiechnęłam się blado i spuściłam wzrok.
Wiesia szybko zmieniła temat:
— Danusiu, a może zatańczysz z Markiem?
Nie miałam ochoty tańczyć, ale nie chciałam robić sceny. Dałam się poprowadzić na parkiet. Marek był delikatny i wyrozumiały.
— Wiesz — powiedział cicho — wszyscy tęsknimy za dawnymi czasami. Ale życie idzie dalej.
Skinęłam głową. Wiedziałam o tym aż za dobrze.
Po pół godzinie poczułam się zmęczona emocjami i wróciłam do siebie. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. W mieszkaniu znów było cicho. Spojrzałam w lustro – zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, ale też gotową na zmiany.
Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak łatwo można zamknąć się w swoim świecie i przestać dostrzegać ludzi wokół siebie. Czy to oni mnie wykluczyli? Czy sama siebie wykluczyłam?
Czasem wystarczy jeden krok – wyjść z domu, przełamać dumę i lęk przed odrzuceniem. Ale czy każdy ma w sobie tyle odwagi? Czy ja ją mam?
Może powinnam częściej otwierać drzwi – nie tylko innym, ale przede wszystkim sobie samej.