Prezent za cudze pieniądze: Jak miłość zamieniła się w rozczarowanie
— Naprawdę nie musiałeś — powiedziałam, patrząc na Michała, który z dumą wręczał mi elegancko zapakowane pudełko. Byliśmy w moim pokoju, a za ścianą moi rodzice przygotowywali kolację. To był nasz pierwszy wspólny rok i właśnie obchodziłam urodziny. W powietrzu unosił się zapach pieczonego kurczaka i świeżo parzonej kawy. Michał uśmiechnął się szeroko, a ja poczułam ciepło w sercu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten prezent stanie się początkiem końca naszej historii.
Poznaliśmy się przypadkiem w warszawskim metrze. Byłam zmęczona po pracy, marzyłam tylko o tym, żeby usiąść. Michał ustąpił mi miejsca i zagadnął. Miał w sobie coś magnetycznego — pewność siebie, lekkość bycia. Rozmowa potoczyła się naturalnie, a ja poczułam, że może to właśnie ten ktoś, na kogo czekałam. Wymieniliśmy się numerami i już następnego dnia napisał do mnie wiadomość.
Nasza relacja rozwijała się szybko. Spotykaliśmy się niemal codziennie, chodziliśmy na spacery po Łazienkach, piliśmy kawę w małych kawiarniach na Powiślu. Michał był czarujący, zawsze miał czas na rozmowę, potrafił słuchać. Moja mama od razu go polubiła, tata był bardziej powściągliwy, ale nie protestował. Z czasem Michał zaczął bywać u nas coraz częściej, aż w końcu niemal zamieszkał w moim pokoju.
Zbliżały się moje urodziny. Michał był podekscytowany, planował niespodziankę. Widziałam, jak przegląda strony internetowe z biżuterią i perfumami, ale wiedziałam też, że ostatnio miał problemy finansowe. Stracił pracę w agencji reklamowej i szukał nowej. Mimo to zapewniał mnie, że wszystko jest pod kontrolą.
Dzień przed urodzinami wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam Michała w kuchni z moją mamą. Rozmawiali cicho, a gdy weszłam, oboje zamilkli. Mama wyglądała na zmartwioną, Michał na zakłopotanego. — Wszystko w porządku? — zapytałam. — Tak, kochanie — odpowiedziała mama z wymuszonym uśmiechem.
Następnego dnia dostałam od Michała piękny naszyjnik. Byłam wzruszona i szczęśliwa. Wieczorem podczas kolacji tata zapytał: — Michał, kiedy oddasz te pieniądze? — Jakie pieniądze? — zapytałam zdezorientowana. Zapadła niezręczna cisza.
Michał spuścił wzrok i zaczął coś mamrotać pod nosem. Mama spojrzała na mnie przepraszająco. — Michał pożyczył od nas pieniądze na prezent dla ciebie — wyjaśniła cicho. — Obiecał oddać zaraz po wypłacie.
Poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Prezent, który miał być symbolem jego uczuć, okazał się kupiony za pieniądze moich rodziców. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Michał próbował mnie objąć, ale odsunęłam się.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — zapytałam później szeptem, kiedy zostaliśmy sami w moim pokoju.
— Nie chciałem cię martwić… Chciałem ci zrobić niespodziankę… — tłumaczył się nerwowo.
— Ale przecież to nie była twoja niespodzianka! To moi rodzice kupili mi ten prezent!
Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta. Rodzice unikali rozmów z Michałem, ja czułam się rozdarta między lojalnością wobec nich a uczuciem do niego. Michał zapewniał mnie codziennie, że odda pieniądze przy najbliższej okazji. Jednak mijały tygodnie, potem miesiące, a on wciąż nie miał pracy.
Zaczęły się kłótnie. Rodzice zarzucali mi naiwność, twierdzili, że Michał mnie wykorzystuje. Ja broniłam go jak mogłam, ale coraz częściej sama zaczynałam mieć wątpliwości. Czy naprawdę był ze mną dla mnie? Czy może liczył tylko na wygodne życie pod dachem moich rodziców?
Pewnego wieczoru tata wszedł do mojego pokoju i powiedział stanowczo:
— Albo Michał odda pieniądze do końca miesiąca, albo musi się wyprowadzić.
Przekazałam to Michałowi. Był wściekły.
— Twoi rodzice traktują mnie jak złodzieja! — krzyczał.
— A co mam im powiedzieć? Że mają czekać w nieskończoność?
Widziałam w jego oczach gniew i bezsilność. Przez chwilę miałam ochotę go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mogłam już dłużej udawać, że nic się nie stało.
Ostatniej nocy przed końcem miesiąca Michał spakował swoje rzeczy i wyszedł bez słowa pożegnania. Zostawił mi tylko kartkę: „Przepraszam”.
Minęło kilka miesięcy. Czasem widuję go przypadkiem na ulicy albo w metrze — zawsze odwraca wzrok. Rodzice starają się nie wracać do tamtej historii, ale wiem, że ich zawiodłam. Sama siebie też zawiodłam.
Często zastanawiam się: czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? Czy miłość jest ślepa na sygnały ostrzegawcze? A może po prostu chcemy wierzyć w bajki nawet wtedy, gdy rzeczywistość mówi nam coś zupełnie innego?