Kiedy zabrałam mamę do siebie – nic nie było takie, jak się spodziewałam. Moja walka o rodzinę po śmierci taty.

– Znowu zostawiłaś kubek na stole. Ile razy mam powtarzać, że tu się sprząta od razu? – głos mamy przeszył ciszę mojego mieszkania, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz po powrocie z pracy.

Zamarłam w przedpokoju. W głowie miałam jeszcze szum tramwaju, niedokończoną prezentację i echo rozmowy z szefem. A teraz to. Kubek. Zwykły kubek, który rano zostawiłam w pośpiechu, bo spóźniałam się na spotkanie.

– Mamo, miałam ciężki dzień. Naprawdę nie mogłaś tego po prostu umyć? – odpowiedziałam zmęczonym głosem, próbując nie wybuchnąć.

– Nie o to chodzi! – podniosła głos. – Ty nigdy nie słuchasz! Wszystko muszę robić sama, jak zawsze!

Wtedy poczułam, jak narasta we mnie fala złości i bezsilności. Przecież to ja ją zabrałam do siebie po śmierci taty. To ja zrezygnowałam z wyjazdu na wakacje, żeby być przy niej. To ja codziennie wracam do domu z myślą, że muszę być silna dla nas obu.

Ale ona tego nie widzi. Albo nie chce widzieć.

Kiedy tata zmarł nagle na zawał w zeszłym roku, świat się zatrzymał. Mama została sama w naszym rodzinnym domu pod Radomiem. Przez kilka tygodni dzwoniła codziennie, płakała do słuchawki, mówiła, że nie daje rady. W końcu podjęłam decyzję: zabieram ją do siebie do Warszawy. Myślałam, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Że razem będzie nam łatwiej przejść przez żałobę.

Pierwsze dni były pełne czułości i wzajemnego wsparcia. Gotowałyśmy razem obiady, oglądałyśmy stare zdjęcia taty, płakałyśmy i śmiałyśmy się na zmianę. Ale potem zaczęło się psuć.

Mama nie mogła odnaleźć się w moim świecie. Wszystko jej przeszkadzało: hałas miasta, sąsiedzi za ścianą, moje tempo życia. Krytykowała mój sposób gotowania („Za dużo soli!”), moje ubrania („W tym idziesz do pracy?!”), nawet wybór partnera („Michał jest za cichy, nie pasuje do ciebie”).

Najgorsze były wieczory. Siadała w fotelu przy oknie i patrzyła w ciemność.

– Gdyby tata żył… – zaczynała szeptem.

A ja czułam się winna. Że nie jestem wystarczająco dobra. Że nie potrafię jej pomóc.

Zaczęły się kłótnie o drobiazgi: o pranie, o zakupy, o to, kto ma wynieść śmieci. Mama coraz częściej wracała do dawnych żalów:

– Ty zawsze byłaś taka samolubna! Nawet jak byłaś mała, wszystko musiało być po twojemu!

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez telefon:

– Nie wiem, jak długo tu wytrzymam – mówiła do ciotki Krysi. – Kasia jest zajęta tylko sobą. Nie rozumie mnie.

Poczułam się zdradzona i upokorzona. Przecież robiłam wszystko, co mogłam!

Zaczęłam unikać domu. Zostawałam dłużej w pracy, spotykałam się z Michałem na mieście, wracałam późno. Mama zamykała się w swoim pokoju i milczała przez całe dnie.

W końcu przyszedł dzień, kiedy wybuchłyśmy obie.

– Dość! – krzyknęłam. – Nie dam rady tak żyć! Chciałam ci pomóc, a ty tylko narzekasz!

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem:

– Myślisz tylko o sobie! Ja straciłam męża! Ty nigdy tego nie zrozumiesz!

– A ja straciłam ojca! – odpowiedziałam drżącym głosem.

Zapadła cisza. Tylko zegar tykał głośniej niż zwykle.

Przez kilka dni prawie ze sobą nie rozmawiałyśmy. W końcu przyszła do mnie wieczorem.

– Kasiu… – zaczęła cicho. – Przepraszam. Ja… nie umiem być tutaj szczęśliwa. Tęsknię za domem. Za tatą.

Usiadłyśmy razem na kanapie i po raz pierwszy od dawna rozmawiałyśmy szczerze. O stracie, o samotności, o tym, jak trudno jest zacząć od nowa.

Zrozumiałam wtedy coś ważnego: nie mogę być odpowiedzialna za jej szczęście. Mogę być blisko, wspierać ją, ale nie naprawię jej bólu ani swojego żalu.

Po kilku tygodniach mama zdecydowała się wrócić do swojego domu pod Radomiem. Pomogłam jej spakować rzeczy i obie płakałyśmy przy pożegnaniu.

Dziś dzwonimy do siebie codziennie. Czasem odwiedzam ją na weekendy. Nasza relacja jest inna – mniej w niej napięcia, więcej zrozumienia.

Często zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą córką i jednocześnie zadbać o siebie? Czy każda rodzina musi przejść przez swoje rany?

A wy? Jak radzicie sobie z rodziną po stracie bliskiej osoby? Czy można pogodzić własne potrzeby z oczekiwaniami najbliższych?