Mąż zdradził mnie z koleżanką z pracy. Ale to ona miała odwagę spojrzeć mi w twarz – nie on

– Wiesz, musimy porozmawiać – powiedziała Magda, koleżanka Adama z pracy, stojąc w moim przedpokoju z oczami pełnymi łez. Było już po dwudziestej, dzieci u siebie, Adam na jakimś „spotkaniu służbowym”. Nie spodziewałam się jej wizyty. Przez chwilę miałam nadzieję, że chodzi o coś błahego, może o pomoc w organizacji szkolnej wycieczki dla jej syna. Ale jej głos był inny – drżał, jakby zaraz miała się rozpaść.

– Co się stało? – zapytałam, choć już wtedy poczułam dziwny ucisk w żołądku.

Magda spojrzała na mnie tak, jakby szukała pozwolenia, by powiedzieć prawdę. – Przepraszam cię, Aniu. Ja… ja nie powinnam była… To się stało tylko raz…

Wtedy zrozumiałam. Wszystko we mnie zamarło. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Patrzyłam na nią i czułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Mój świat – trzydzieści lat wspólnego życia z Adamem – rozpadł się w jednej chwili na tysiące kawałków.

Nie pamiętam, co odpowiedziałam. Chyba nic. Magda płakała, przepraszała, mówiła coś o winie i żalu. Ale ja słyszałam tylko szum krwi w uszach. Gdy wyszła, usiadłam na kanapie i patrzyłam w ścianę. Adam wrócił późno. Nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy. Udawał zmęczonego, rzucił kurtkę na krzesło i poszedł do łazienki.

Następnego dnia nie wytrzymałam.

– Adam, musimy porozmawiać – powiedziałam cicho, kiedy dzieci wyszły do pracy.

Zbladł. – O czym?

– O tobie i Magdzie.

Zamarł. Przez chwilę miałam nadzieję, że zaprzeczy, powie, że to nieprawda. Ale on tylko spuścił głowę i zaczął się tłumaczyć: że był zmęczony, że czuł się niedoceniony, że to był błąd…

– To był tylko jeden raz – powtarzał jak mantrę.

Nie krzyczałam. Nie płakałam. Siedziałam i słuchałam tych wszystkich wyjaśnień, które niczego nie tłumaczyły. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego? Dlaczego po tylu latach?

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Dzieci coś wyczuwały, ale nie pytały. Ja chodziłam do pracy jak automat, wracałam do pustego domu i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy za bardzo skupiłam się na dzieciach? Na pracy? Czy przestałam być dla niego atrakcyjna?

Najgorsze były noce. Leżałam obok Adama i czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Przypominałam sobie nasze wspólne chwile: pierwsze wakacje nad morzem, narodziny dzieci, święta spędzone razem… Wszystko wydawało się teraz kłamstwem.

Pewnego dnia zadzwoniła Magda.

– Aniu, wiem, że nie masz powodu mi ufać… Ale chciałam ci powiedzieć, że Adam bardzo cię kocha. To był błąd… On żałuje.

– A ty? – zapytałam.

– Ja też żałuję. Straciłam przyjaciółkę i szacunek do samej siebie.

Rozłączyłam się bez słowa. Nie chciałam jej słuchać. Nie chciałam słuchać nikogo.

Minęły tygodnie. Adam próbował naprawić sytuację: kupował kwiaty, gotował kolacje, proponował wspólne wyjazdy. Ale ja nie potrafiłam mu zaufać. Każde jego spojrzenie wydawało mi się fałszywe. Każde słowo – puste.

W końcu dzieci zaczęły pytać.

– Mamo, co się dzieje? – zapytała Kasia pewnego wieczoru.

Nie potrafiłam już dłużej udawać.

– Tata mnie zdradził – powiedziałam cicho.

Kasia rozpłakała się od razu. Michał milczał przez dłuższą chwilę, po czym wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

Zostaliśmy sami z Adamem przy kuchennym stole.

– Aniu… Proszę cię… Daj mi szansę…

Spojrzałam na niego i zobaczyłam człowieka zagubionego, przestraszonego konsekwencji swoich czynów. Ale nie widziałam już w nim mężczyzny, którego kochałam przez tyle lat.

Zaczęliśmy chodzić na terapię małżeńską. Psycholog pytała o nasze potrzeby, o to, co nas łączyło i co nas dzieliło. Adam mówił o samotności i rutynie. Ja mówiłam o braku zaufania i bólu.

Przez kilka miesięcy próbowaliśmy odbudować naszą relację. Były lepsze dni – śmiech przy kawie, wspólne spacery po lesie – ale wystarczył jeden gest czy słowo, by wszystko wracało: podejrzenia, żal, rozczarowanie.

W końcu podjęliśmy decyzję o separacji. Adam wyprowadził się do wynajętego mieszkania na drugim końcu miasta. Dzieci były zdruzgotane, ale z czasem zaczęły rozumieć.

Zostałam sama w naszym dużym mieszkaniu z pustką i ciszą. Zaczęłam chodzić na jogę, spotykać się z koleżankami z pracy, czytać książki wieczorami przy lampce wina. Powoli uczyłam się żyć na nowo – bez Adama, bez złudzeń.

Czasem spotykam Magdę na mieście. Zawsze spuszcza wzrok i przyspiesza kroku. Ja patrzę na nią bez nienawiści – raczej ze smutkiem i współczuciem.

Dziś mam 57 lat i wiem jedno: życie potrafi zaskoczyć nawet wtedy, gdy wydaje ci się, że wszystko masz już poukładane. Zdrada boli najbardziej wtedy, gdy przychodzi od osoby najbliższej sercu.

Czy można jeszcze zaufać komuś po tylu latach? Czy warto próbować budować wszystko od nowa? A może lepiej nauczyć się być szczęśliwą samej ze sobą?