Zostałam sama z dzieckiem, bo mój chłopak i jego matka nie chcą ślubu. Co mam zrobić?
— Nie rozumiesz? Ja po prostu nie chcę ślubu! — Kamil rzucił kluczami na stół i spojrzał na mnie z wyrzutem. Stałam w kuchni, trzymając w ręku kubek z zimną już herbatą, a w brzuchu czułam nie tylko ruchy naszego dziecka, ale i narastający lęk.
— Ale… Kamil, jestem w ciąży. Myślałam, że… — głos mi się załamał. Przecież jeszcze miesiąc temu planowaliśmy wspólne życie. Przynajmniej ja planowałam.
— I co z tego? — przerwała mi jego matka, pani Grażyna, która właśnie weszła do kuchni. — Dziecko to nie powód do ślubu. Lepiej żyć na luzie niż potem się rozwodzić jak wszyscy dookoła.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałam płakać przy nich, ale nie mogłam się powstrzymać. W tej chwili czułam się jak intruz we własnym życiu. Kamil patrzył na mnie z obojętnością, a jego matka z wyższością.
— Może chociaż porozmawiamy spokojnie? — próbowałam jeszcze raz.
— Nie ma o czym — rzuciła Grażyna. — Kamil już podjął decyzję. I dobrze zrobił.
Wyszłam z kuchni, trzaskając drzwiami. W przedpokoju natknęłam się na pana Andrzeja, ojca Kamila. Spojrzał na mnie z troską.
— Martyna, nie przejmuj się nimi. Ja wiem, że to trudne…
— Panie Andrzeju, ja nie wiem, co robić — wyszeptałam, czując jak łzy spływają mi po policzkach. — Kocham Kamila, ale nie chcę być tylko matką jego dziecka. Chciałam być jego żoną…
Pan Andrzej westchnął ciężko.
— Syn mi się nie udał — powiedział gorzko. — Ale ja ci pomogę, jeśli będziesz chciała.
Wróciłam do swojego mieszkania jak cień. Mama zadzwoniła wieczorem:
— I co powiedział? — zapytała bez ogródek.
— Nie chce ślubu. Jego matka go wspiera.
— A ty czego chcesz? — zapytała cicho.
— Chcę rodziny…
Przez kolejne dni Kamil przestał się odzywać. Pisał tylko krótkie smsy: „Jak się czujesz?”, „Byłaś u lekarza?”. Żadnych rozmów o przyszłości. Czułam się coraz bardziej samotna. W pracy ledwo skupiałam się na obowiązkach. Koleżanki patrzyły na mnie ze współczuciem.
Pewnego dnia dostałam wiadomość od pana Andrzeja: „Martyna, możemy się spotkać? Chciałbym pogadać.”
Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko mojego mieszkania. Przyszedł z bukietem tulipanów.
— Wiem, że to nie naprawi sytuacji — zaczął — ale chcę ci powiedzieć jedno: masz prawo walczyć o siebie i o dziecko. Nie pozwól im decydować za ciebie.
— Ale co mam zrobić? — zapytałam bezradnie. — Kamil mnie unika, jego matka mnie nienawidzi…
— To nie jest twoja wina — powiedział stanowczo. — Grażyna zawsze była apodyktyczna. Kamil nigdy nie miał własnego zdania…
Wróciłam do domu z nową myślą: może rzeczywiście nie powinnam walczyć o kogoś, kto nie chce walczyć o mnie?
Tymczasem moja ciąża stawała się coraz bardziej widoczna. W pracy zaczęły się plotki:
— A gdzie ojciec dziecka? — pytała koleżanka z działu kadr.
— Jest… ale nie chce ślubu — odpowiedziałam szczerze.
— Typowe… — mruknęła pod nosem.
Wieczorami płakałam w poduszkę. Mama przyjechała do mnie na weekend i przyniosła słoik ogórków oraz ciasto drożdżowe.
— Martyna, jesteś silniejsza niż myślisz — powiedziała, głaszcząc mnie po włosach. — Nie pozwól im złamać ci serca.
Kilka dni później Kamil zadzwonił:
— Musimy pogadać.
Spotkaliśmy się w parku. Był spięty i unikał mojego wzroku.
— Martyna… Ja nie jestem gotowy na ślub. Moja mama mówi, że to głupota wiązać się na całe życie przez dziecko…
— A ty co myślisz? — zapytałam cicho.
Zawahał się.
— Nie wiem… Boję się odpowiedzialności.
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
— To może lepiej, żebyś już nie udawał, że ci zależy — powiedziałam drżącym głosem. — Poradzę sobie sama.
Odwróciłam się i odeszłam bez słowa. Po raz pierwszy poczułam ulgę zamiast rozpaczy.
Pan Andrzej dzwonił regularnie, pytał o zdrowie moje i dziecka. Przynosił zakupy, pomagał załatwić formalności w przychodni. Był jedyną osobą z rodziny Kamila, która traktowała mnie jak człowieka.
Kiedy urodziła się Zosia, pan Andrzej był pierwszym gościem w szpitalu. Przyniósł pluszowego misia i łzy wzruszenia w oczach.
Kamil pojawił się dopiero po tygodniu. Przyniósł kwiaty i spojrzał na córkę z mieszaniną strachu i dumy.
— Przepraszam… — wyszeptał.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam już, że nie chcę budować życia na strachu i cudzych decyzjach.
Dziś Zosia ma trzy miesiące. Jestem sama, ale silniejsza niż kiedykolwiek. Pan Andrzej pomaga nam jak może, mama jest moją opoką. Kamil czasem dzwoni, czasem odwiedza córkę, ale już nie czekam na niego z nadzieją.
Czasem zastanawiam się: czy lepiej być samotną matką niż żoną kogoś, kto nigdy nie dorósł do odpowiedzialności? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?